Wyrzuty sumienia są potrzebne i cenne, ponieważ jak podaje definicja Katechizmu Kościoła katolickiego: „Sumienie moralne jest sądem rozumu, przez który osoba ludzka rozpoznaje jakość moralną konkretnego czynu, który zamierza wykonać, którego właśnie dokonuje lub którego dokonała. Człowiek we wszystkim tym, co mówi i co czyni, powinien wiernie iść za tym, o czym wie, że jest słuszne i prawe. Właśnie przez sąd swego sumienia człowiek postrzega i rozpoznaje nakazy prawa Bożego. Sumienie jest prawem naszego ducha, ale go przewyższa; upomina nas, pozwala poznać odpowiedzialność i obowiązek, obawę i nadzieję… Jest zwiastunem Tego, który tak w świecie natury, jak i łaski, mówi do nas przez zasłonę, poucza nas i nami kieruje. Sumienie jest pierwszym ze wszystkich namiestników Chrystusa” (KKK 1778).

Nieprzyjemne wyrzuty sumienia

W momentach, kiedy nasze sumienie wykazuje nam błąd, nigdy nie jest to przyjemne. Nikt przecież nie lubi dowiadywać się o tym, że coś robi źle i musi zmienić postępowanie. Dlatego sumienie nie jest „wygodną sferą” w życiu człowieka. Z tego powodu dochodzi do różnych jego wypaczeń. Są sumienia zbyt skrupulatne, czasami wręcz neurotycznie doszukujące się we wszystkim winy. Bywają sumienia zdecydowanie „za szerokie”, czyli takie, które do „worka rzeczy poprawnych” są w stanie zmieścić prawie wszystko. A dokładniej, wszystko na czym im zależy. Tak ten worek rozciągają, naginają, byleby wszystko to, co dla nich z jakiegoś powodu cenne się ze spokojem zmieściło. Niby jest to wygodne, ale niestety po czasie przynosi najbardziej dotkliwe cierpienie. Wyłączenie sumienia nigdy nie kończy się happy end’em.

Wyrzuty sumienia – różnorodne sumienia

W Słowie Bożym odnajdujemy wiele opisów różnorodnych sumień. W Psalmie 51 czytamy: „Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną” (Ps 51,5). Tak jak pierwsza część zdania jest objawem dobrego sumienia, które dostrzega grzech i przyznaje, że jest on osobistym problemem osoby go popełniającej, tak druga część opowiada o zbytnim skupieniu się na złu. Jak musiał się czuć ten człowiek, skoro na to, co jest przed nim, czyli innymi słowy na swoją przyszłość, patrzył przez grzech? Czyżby nie zrozumiał, że w centrum życia człowieka powinien znajdować się Bóg, a nie zło?

Poobserwujmy swoje sumienie, czy nie popadamy w nim w przesadę z powodu tego, że kręcimy się wokół własnych upadków i słabości zamiast z zaufaniem spojrzeć na Boga i starać się Go poznawać i przez Jego miłość patrzeć na to, co nas spotyka. Problemy ze źle funkcjonującym sumieniem zaczynają się właśnie od błędnego rozumienia współpracy z Bogiem. Jeśli będziemy uważali, że żyjemy po to, by uciekać przed czyhającym w każdym miejscu grzechem, to rozminiemy się prawdziwym celem tego życia. Bóg sam w sobie jest celem. Jeśli będziemy uważali Go za najważniejszego, to grzech samoistnie będzie uważany za przeszkodę, ponieważ będzie nas oddalał od Tego, Kogo kochamy.

Wyrzuty sumienia – miłosne podpowiedzi

Na tym polega uporanie się ze złymi skutkami sumienia. Rozkochajmy się w Bogu i wszelkie wewnętrzne poruszenia potraktujmy jako miłosne podpowiedzi, a nie jak mandaty wypisywane przez moralizującego policjanta. Dobrze zrozumiał to narrator opisujący cierpienia Sługi Jahwe (zapowiadającego męczeńską śmierć Jezusa). Widział on w nich nie tylko mękę dla samej męki, tylko poświęcenie podyktowane miłością: „Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich”. My również, kiedy zaprzyjaźnimy się z naszym sumieniem to dostrzeżemy w nim ogromne możliwości otwierania na miłość do Boga i drugiego człowieka, a nie tylko system zakazów i nakazów.

Wyrzuty sumienia – boleść jak nad jedynakiem

Bardzo ciekawy obraz takiego postrzegania sumienia zapisał także autor Księgi Zachariasza. Dostrzegł on w ludziach kierujących się sumieniem takie nastawienie: „Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym”( Za 12,10). Autor natchniony zakłada, że wszystkie grzechy są czynione do czasu. Nastąpi bowiem moment, kiedy ludzie będą musieli się zreflektować i wyciągnąć wnioski ze swojego postępowania. Wtedy dojdzie do potoku łez i będą patrzeć na wszelkie zło jak na zranienie jedynaka. A jest to wyjątkowe cierpienie. Najlepiej wiedziały to społeczności, które odczytywały każde dziecko jak błogosławieństwo od Boga.

Dla rodziców, którzy mieli tylko jedno dziecko, było ono największą wartością, istnym „oczkiem w głowie”. Stąd Autor używa tego obrazu. Tak działa właśnie grzech. Na początku wydaje się on przyjemnością, a po czasie okazuje się, że niszczy to co najcenniejsze i obciąża najbardziej ukochaną Osobę – Boga. Czy już dzisiaj potrafimy dobrze opłakiwać swoje grzechy? Czy nie popadamy w tym w rozpacz, zamiast dostrzegać możliwość nawrócenia i ponownego związania się z Bogiem? Odpowiedzmy sobie na te pytania, byśmy mogli chociaż o trochę zmniejszyć sumę doznawanych na tej ziemi cierpień.

Ks. Piotr Śliżewski

Podobał Ci się artykuł? W podziękowaniu możesz postawić kawę. Pomożesz w ten sposób utrzymać portal oraz tworzenie nowych katolickich inicjatyw : https://buycoffee.to/ewangelizacja