„Różaniec to potężna broń. Używaj jej pewnie, a zaskoczą cię skutki” powiedział święty Josemaria Escriva, hiszpański duchowny, założyciel Opus Dei. Daj mi chwilę czasu i uwagi, a pokażę Tobie, że Różaniec nie jest tylko modlitwą dla babć, ale naprawdę jest w stanie sprowadzić do Twojego życia przełom.

Nie lubimy sytuacji, które wymykają się nam spod kontroli. Wolelibyśmy, by wszystko było uspokojone i nie kazało nam szybko podejmować trudnych decyzji. Dlatego przerażają nas choroby, zarówno te psychiczne jak i fizyczne, gdy ciężko jest przy nich prowadzić normalne życie. Boli nas, gdy nasze dziecko albo inna bliska osoba, podejmują serię błędnych decyzji i przez to mocno komplikują swoje życie. Przeraża nas z kolei gospodarka naszego kraju oraz konflikty zbrojne, które wybuchają coraz bliżej naszego kraju.

We wszystkich sytuacjach życia, które spędzają sen z powiek, wielu katolików sięga po różaniec. Kiedy pojawia się chęć do modlitwy, mimowolnie nasze ręce kierują się w stronę tego sznura modlitewnego, a gdy go nie ma na podorędziu, to łapią za pierwszy, najmniejszy palec u ręki, by zacząć odliczać odmawiane “Zdrowaś Maryjo”. Dlaczego, gdy obiecujemy komuś modlitwę, to tak często myślimy o dziesiątku Różańca? Dlaczego akurat ta forma modlitwy stała się tak popularna? Na wszystko są konkretne odpowiedzi…

Różaniec uczy nas przeżywać to, co składa się na nasze życie

Papież Leon XIII pisał, że różaniec uczy mądrego przeżywania swojej codzienności (Część Radosna), swoich cierpień (Część Bolesna) oraz ukierunkowuje na życie przyszłe (Część Chwalebna). Do tego dopisalibyśmy jeszcze część tajemnic Światła zaproponowanych przez papieża św. Jana Pawła II, które uczą nas przeżywania łaski i Bożej obecności w naszym życiu. Jak widać, Różaniec uczy nas odnajdywania się w codzienności. Nie wystarczy nam bowiem sama teologia, bo ona nawet wtedy, gdy rozważa bardzo praktyczne i bieżące tematy jest tylko wiedzą. A my w życiu potrzebujemy nie tylko wiedzieć, ale również czuć sercem. Nawet jeśli mielibyśmy najlepszy skrót nauczania chrześcijańskiego, potrzebujemy modlitwy, by te mądre rzeczy wprowadzić w nasze osobiste doświadczenie. Za to przecież chwalimy między innymi nauczycieli. Nazywamy ich dobrymi i przydatnymi nie tylko za to, że potrafią się ładnie wysławiać, ale przede wszystkim za praktyczne wyjaśnianie wiedzy.

Szczególnie doceniamy matematyków, którzy tak prosto tłumaczą dzieciom ten zawiły przedmiot, że każdy, nawet najbardziej oporny uczeń, wie nie tylko jak dodawać, odejmować i mnożyć, ale potrafi pracować na ułamkach i wykonywać skomplikowane równania. Tak samo Różaniec przenosi wielkie Prawdy Wiary do codziennych prostych zdarzeń i pozwala nam wykorzystywać wiarę w praktyce. Wszystko po to, by nie mówić: “Ewangelia, Ewangelią a życie życiem”. Wszystko łączy się w jednym sercu. Nim zarówno kochamy Boga, drugiego człowieka i wykorzystujemy je do codziennych spraw. Dlatego nie oburzajmy się i nie pytajmy dlaczego z uporem maniaka powtarzamy rozważania tych samych dwudziestu tajemnic Różańca, tylko starajmy się w ich świetle zrozumieć ciągle nowe zdarzenia i napięcia, które przychodzi nam przeżywać.

Jak to mówimy w pewnym powiedzeniu: nie chodzi tylko o to, by coś powiedzieć, ale dobrze powiedzieć.

O tym mówi nam również Ewangelia wg. Św. Marka. Natrafiamy tam na bardzo ciekawą scenę w synagodze w Kafarnaum. Jezusowe nauczanie wzbudziło podziw. Wielu komentowało, że uczy “jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie”. Co to zagadkowe stwierdzenie oznaczało? Owe wzniosłe słowa potwierdziła praktyka. Duch nieczysty wyszedł z człowieka po rozkazie Chrystusa: “«Milcz i wyjdź z niego! »”. Wtedy jeszcze dobitniej okrzyknięto: “«Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne» (Zob. Mk 1, 21-28).

Zachwyt nad  nauczaniem Jezusa wynikał z Jego skuteczności. Słowa miały przełożenie na praktykę. W przestrzeniach internetu bardzo często natrafia się na bardzo przyciągające słowa: “skuteczna modlitwa”, albo “modlitwa nie do odparcia” w kontekście różańcowej Nowenny Pompejańskiej. Mamy w tradycji katolickiej zapisanych bardzo wiele różnych sposobów modlitwy. Gdy się na jakiś decydujemy, to przemawiają za tym świadectwa dużej rzeszy ludzi, którzy daną metodą otworzyli się na łaskę Pana Boga. Chcemy sięgać po rozwiązania, które zmieniają nasze serce i przebijają mury beznadziei. 

Dlatego w docenieniu formy modlitwy jaką jest Różaniec warto zbadać, jak on nam pozwala “napełnić się” i “nasycić się” tymi czołowymi momentami z życia Zbawiciela i Jego Matki, Maryi.

Nie tylko Różaniec ma tajemnice, ale również nasze życie ma swoje tajemnice…

Warto te słowa wziąć sobie do serca. Mówiąc o “tajemnicach różańcowych” nie mamy tylko na myśli wydarzeń biblijnych lub dogmatów kościelnych, które są dla nas wielokrotnie niezrozumiałe i przez to “owiane mgłą tajemnicy”. Sekretność tajemnic różańcowych jest tym bardziej cenna, że w niezwykły sposób tłumaczy głębię naszych codziennych tajemnic. Życie ludzkie zawiera w sobie wiele znaków zapytania i wymaga pomocy z góry, by je odpowiednio zrozumieć, odczytać i przez to lepiej przeżyć. Siostra Łucja, jedna z wizjonerek fatimskich zachęcała do doskonalszego odmawiania różańca poprzez połączenie go z codziennymi obowiązkami. Przekonywała, że dzięki odmawianiu Różańca możemy być im wierni i nadawać im “wymiar zbawczej ofiary”. Oznacza to, że modlitwa różańcowa pomaga nam z całego życia czynić modlitwę. Nie tylko wtedy, gdy zginamy kolana i składamy ręce do odmawiania pacierza. 

Uczy nas i zachęca do “duchowych rozkmin”.

W Ewangelii wg. św. Łukasza czytamy ciekawy opis Maryi “: „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19). Maryja po odwiedzinach pasterzy w żłóbku nie za bardzo potrafiła wszystkie zadziewające się zdarzenia zinterpretować. Z jednej strony jest wystawiona przez Pana Boga na próbę, bo musiała rodzić swoje dziecko w stajni, a z drugiej słyszy od pasterzy o tym, że zostali przysłani przez aniołów, by zobaczyć małego Mesjasza świata. Aż chciałoby się skomentować – sytuacje “ni przypiął, ni przyłatał”. Identycznie jak w naszym życiu. Sprawy święte, ambitne i wielkie łączą się z grzesznymi, prostymi i nie znaczącymi. Po różnych życiowych doświadczeniach odechciewa się odczytywania wszystkich sytuacji w kluczu wiary i Bożej opieki. Co innego, gdyby nasze życie było pasmem samych sukcesów, nadzwyczajnych splotów wydarzeń i ciągłego odczuwania ratującej nas Bożej opieki.

Jak bardzo dobrze wiemy, życie nie jest usłane różami, a Boga trzeba poszukiwać, bo On się nikomu nie narzuca. Maryja miała identycznie. Dopiero nasza, chrześcijańska sztuka – czy to w przepięknych obrazach z wpatrzonymi aniołkami na chmurkach, świetlistych aureolach i zapierających dech w piersiach złożonych utworach muzycznych, nadała nadzwyczajności życiu świętej Rodziny. Wejście Boga w świat było zdecydowanie zbyt mało spektakularne, jak na Wielkiego inżyniera świata. Dlatego Różaniec nie jest modlitwą wzbudzającą kompleksy, że w naszym życiu wydarza się zbyt mało nadzwyczajności, lecz szkołą odkrywania obecnego Boga i świętości pośrodku normalnego, zwyczajnego życia. Tajemnice Różańca są naprawdę życiowe i przekonują, że doświadczenie duchowe można sprowadzić do każdego ludzkiego życiorysu, gdzie mają miejsce chwile radosne, pełne bólu, chwalebnego sukcesu jak i oświetlające resztę codziennej drogi. 

Czasami zastanawiam się, jak modliła się Maryja.

Na przykład wtedy, gdy czekała w wieczerniku z apostołami na Zesłanie Ducha Świętego. Jezus w dniu Wniebowstąpienia kazał im nie ruszać się z Jerozolimy. Jeśli więc razem czekali w jednym miejscu, to mogli nie wspominać dawnych wydarzeń z Jezusem? Trochę jak dojrzali ludzie, którzy na spotkaniu rocznicy z okazji swojej matury wspominają wszystkie dobre momenty, które wydarzyły się w ich szkole. Maryja musiała na nowo analizować z uczniami słowa i przekazy Jezusa, więc trochę jakby medytowała tajemnice Różańca. Te wspomnienia powoli otwierały Maryję i apostołów na przyjęcie mocy Ducha Świętego do składania dobrego świadectwa.

Pójdźmy w tej duchowej podróży jeszcze parę kroków dalej. Odpowiedzmy sobie na bardzo mocno powracające pytanie, czy mamy jakieś cudowne potwierdzenia efektów modlitwy różańcowej?

Jak się okazuje, historia Kościoła zapisała na swoich kartach wiele tak zwanych “cudów różańcowych”. 

Chociażby bitwa pod Lepanto, czyli u wybrzeży Grecji, która odbyła się 7 października 1571 r.Ten moment historii zdecydowanie nie należał do radosnych dla chrześcijaństwa. Flota turecka, czyli chcąca wprowadzić na kolejnych terenach islam, była zdecydowanie liczniejsza od sił chrześcijańskich. Na szczęście modlitewna determinacja admirała i jego żołnierzy, jak i dużej części rozmodlonej Europy doprowadziła do zwycięstwa. To właśnie dzięki tej sławnej bitwie, którą nie dało rady wygrać ludzkimi siłami, 7 października czcimy Matkę Bożą Królową Różańca Świętego. Piękne słowa zapisali Wenecjanie na ścianie kaplicy dziękczynnej za tę bitwę: “Nie odwaga, nie broń, nie dowódcy, ale Maryja różańcowa dała nam zwycięstwo”.

Bomba atomowa

Kolejna “cudowność różańcowa” miała miejsce również w bardzo przykrym kontekście wojny. W dniu 6 sierpnia 1945 roku, w czasie II wojny światowej, z bombowca Stanów Zjednoczonych zrzucono na japońskie miasto Hiroszima 4-tonową uranową bombę atomową Little Boy. Jak podają specjaliści, eksplozja o sile około 15 kiloton trotylu, temperaturze 300 000 °C zabiła natychmiast około 78 tysięcy mieszkańców i ciężko raniła ponad 37 tysięcy. Nie na tym koniec śmiercionośnego żniwa, ponieważ w wyniku choroby popromiennej przez kolejne miesiące i lata umierały tysiące ludzi. Pośród tych zniszczeń i tragicznych śmierci zostali w cudowny sposób ocaleni jezuici. Czterech zakonników znajdujących się niedaleko centrum wybuchu przeżyło i nie doświadczyło żadnych konsekwencji wybuchu bomby. Nie sposób racjonalnie wytłumaczyć dlaczego przeżyli oraz nie byli napromieniowani, a ich domowi parafialnemu nic się nie stało chociaż wszystkie budynki wokół zostały doszczętnie zburzone.

Bardzo intrygujące są wspomnienia jednego ze wspomnianych jezuitów. Po odprawionej porannej Mszy świętej jedząc śniadanie doświadczył niezwykłych rzeczy. Jak wspomina O.Hubert Schiffer : “Nagle potężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy”. Wszystko wokół domu parafialnego zostało zniszczone, a on miał tylko niewielkie zadrapania z tyłu szyi.

Nad niezwykłością tej chwili pochyliło się około dwustu lekarzy i naukowców, zarówno amerykańskich jak i japońskich. Mimo intensywnych badań jezuitów, nikt nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego trzydzieści trzy lata po wybuchu O.Hubert Schiffer nadal cieszył się dobrym zdrowiem, jakby wybuchu bomby atomowej nigdy nie było. Sami jezuici twierdzili, że ich cudowne ocalenie było skutkiem tego, że żyli przesłaniem fatimskim. Ich codzienne, wspólnotowe odmawianie Różańca złamało prawa fizyki. Pokazało, że ta modlitwa jest mocniejsza nawet od śmiercionośnej energii bomby atomowej.

Zniesienie dyktatury w Filipinach

Kolejna, zapierająca dech w piersiach Boża interwencja wyproszona na koralikach Różańca miała miejsce w Filipinach. Z powodu zaangażowania się w tę formę modlitwy została zapamiętana jako “rewolucja różańcowa”. Dzięki modlitwie doszło do obalenia dyktatury Ferdinanda Marcosa, którego rządy doprowadzały do nagminnego łamania praw człowieka. Po sfałszowanych wyborach minister obrony kraju oraz kilkuset wojskowych podważyło rządy Marcosa i zamknęło się w kwaterze głównej sił zbrojnych. Dyktator dał im 24 godziny na rezygnację z buntu. Oni zamiast się poddać, zatelefonowali do kardynała, który przez fale radia zachęcił mieszkańców stolicy -Manili, do publicznej modlitwy przed kwaterą główną, gdzie przebywał minister obrony z wojskowymi. Mimo wielkiego zagrożenia krwawego rozwiązania sprawy, zebrało się 2 miliony osób, które odmawiały różaniec i śpiewały maryjne pieśni.

Wielu księży odprawiło Msze na zorganizowanych ołtarzach polowych. Niezwykłe było przede wszystkim to, że żołnierze mający rozpędzić tłum zrezygnowali z wykonywania rozkazów i dołączali do manifestujących osób. Z kolei, gdy przyjechały nieubłagane jednostki wojskowe, które za pomocą gazu łzawiącego miały rozpędzić tłum, wiatr zaczął wiać w innym kierunku. Bez armii, obserwując wielki tłum uzbrojony tylko w różańce Marcos odniósł klęskę, a Corazon Aquino, wdowa po Benigno Simeon, przywódcy opozycji, została prezydentem Filipin i pierwszą kobietą na urzędzie prezydenta w historii całej Azji. W 1999 roku Aquino została uznana przez magazyn Time za jedną z 20 najbardziej wpływowych mieszkańców Azji. Szkoda, że w niewielu miejscach jest napisane, że jej historię poprzedziła intensywna modlitwa na Różańcu.

Nie tylko cuda, ale również całe nauczanie katolickie wskazuje na wartość modlitwy różańcowej.

Każde środowisko ma swój styl wyrazu. Bardzo dobrze to widać w stylu wysławiania się. Nauczyciele będą często mówili o ewaluacji, lekarze o refundacji ( tak mi powiedziała bratowa, która jest lekarzem rodzinnym), a z kolei prawnicy mają tak zawiły sposób opowiadania o Prawie, że na szyldach możemy znaleźć reklamę usług “tłumaczenia języka prawniczego”. Warto więc zastanowić się, co będzie cechą katolickiego stylu modlitewnego. Na pewno na podium będzie Różaniec. Aż 45 papieży poruszało jego temat w 226 oficjalnych dokumentach. Nie tylko, że opowiadali o specyfice Różańca to jeszcze nadawali ciągle nowe odpusty – czyli łaski duchowe za jego odmawianie. Niekwestionowanym rekordzistą “różańcowych odniesień” jest papież Leon XIII, który wydał 22 dokumenty o Różańcu. Prawie po jednym na każdy rok 25-letniego pontyfikatu.

Po czym wszystkim, co już dowiedzieliśmy się o Różańcu, zobaczmy jak bardzo jest on praktyczny.

Trzyma nas bowiem “w pionie”. Od razu przypomina mi się przy tych słowach Jezus, który według interpretacji katolickiego nabożeństwa Drogi krzyżowej, aż trzy razy upadł pod ciężarem krzyża. Za każdym razem powstawał, ale mimo wszystko w wyniku trudności drogi, zmęczenia i ciężaru krzyża musiał się mierzyć z bardzo trudną, wewnętrzną walką. Obite kolana, poszarpane ciało, obolałe ręce i zakurzone rany to tylko zewnętrzny obraz tego, co się odbywa wewnątrz. Ciągle narzucające się pytanie – po co ja to robię? Podobne walki odbywają się w naszym życiu. Co chwila różne myśli starają się nam wykraść nadzieję. Powalają nas na ziemię tak mocno, by nie chciało się wstawać.

Odmawiane dziesiątki są bronią przeciwko atakom okradającym z nadziei. Wygląda to trochę jak starotestamentalna  walka Dawida z Goliatem. Przed młodym chłopakiem staje uzbrojony po zęby profesjonalny wojownik. Wszystko wskazuje na przegraną. Jednak na szczęście już z góry przesądzona walka staje się zwycięska dzięki skutecznemu sposobowi. Dawid bierze do ręki procę i trafia olbrzyma w czoło. Czy paciorki Różańca nie są właśnie takimi płaskimi kamieniami, które mogą odganiać nacierające na nas myśli?

Nie zakładajmy, że jakoś sobie poradzimy.

Na początku zawsze poddaje się dowództwo. A gdzie są podejmowane decyzje i gdzie zaczynamy rozważać pokusy? W umyśle. Dlatego trzeba zadbać, by obok usłyszanych codziennie kłamstw oraz dziwnych interpretacji rzeczywistości, dochodziło również do rozważania świętości. Nie bez powodu mówimy: jesteś tym, co jesz. Zarówno pod względem żywieniowym, ale również intelektualnym. Nie da rady ciągle się frustrować i opowiadać fatalistyczne scenariusze, a obok tego być człowiekiem spokojnym, który ufa ludziom. Różaniec daje nam więc możliwość wlania do naszego umysłu świeżej, ożywczej wody łaski, nadziei oraz przeświadczenia, że Bóg działa w losach świata. Tajemnice, które dodatkowo są uwspółcześnione i prowokują do znajdowania w naszym osobistym doświadczeniu podobnych postaw i zdarzeń, budują fundament, którym nie zatrzęsą nawet najbardziej pesymistyczne myśli.

A teraz przejdźmy do mody.

Coraz częściej słyszy się zachętę do medytacji, korzystania z coachów czy robienia mindfullnes, czyli “treningu uważności”. To nieprawda, że współczesne pokolenie straciło potrzebę duchowości. Nic bardziej mylnego! Po prostu tradycyjne formy pobożności odeszły do lamusa, a zamiast tego pojawiły się inne formy. Nie powinno nas to denerwować, lecz bardziej skłonić do refleksji nad naszym głoszeniem oraz używanymi formami. Ciężko jest bowiem wcisnąć młodzież, albo intelektualnie nastawionych młodych ludzi do starych ławek kościelnych. Wcale nie oznacza to, że dawna duchowość jest zła. Trzeba ją po prostu przelać do nowych bukłaków.

Co to oznacza? Nic innego, jak zastosować stare sprawdzone duchowości w nowej formie i z nowymi argumentami. Różaniec jest jedną z takich pobożności, które warto na nowo odczytać w świetle nowoczesnych trendów. Przecież Różaniec też jest modlitwą medytacyjną. Nie chodzi w niej bowiem tylko o wypowiadanie w kółko tych samych słów, ale także wzbudzanie konkretnych uczuć i odbieranie świata wieloma zmysłami. Tak jak w medytacjach Wschodu można zaplanować różnorodny oddech i odmienne postawy ciała. 

Zobaczmy na znaczące podobieństwo z buddyjskimi medytacjami, które praktykują mantrę – ciągłe powtarzanie jakiegoś słowa. Czy nie ma tego aż w nadmiarze w Różańcu, gdzie zdrowaś Maryjo poprzedza kolejne “pozdrowienie anielskie”. Zdrowaśka za zdrowaśką, a wewnątrz nich medytacja biblijna, która oczami wyobraźni prowadzi nas do konkretnych miejsc, dialogów, postaw, uczuć i wynikających z tego refleksji. Dzięki medytacji Różańca momenty zbawcze mogą się stać na nowo aktualne i oddziaływujące na nasze serce.

Różaniec to modlitwa dla każdego.

Wiemy to, mówimy wielu osobom, ale jak mamy sami po nią sięgnąć, to znajdujemy tysiąc wymówek, bo nam pewnie nie pomoże. Historia wskazuje na coś innego. Na Różańcu wychowały się setki pokoleń katolików – zarówno profesorów teologii, jak i ludzi prostych. Herosów modlitwy, jak i tych, co przez całe życie raczkowali w rozwoju duchowym. 

Majętni królowie i szlachcice wykonali różańce ze szlachetnych kamieni i kruszców, a dzieci z pierwszych klas Szkoły Podstawowej wykonywały go z plasteliny, kasztanów i jarzębiny. Prześladowani więźniowie obozów koncentracyjnych wykonywali go z narażeniem życia i odejmując sobie od ust jedzenie, bo z kawałków zeschłego chleba, który miał im dać energię na kolejne godziny…

Różaniec to modlitwa dla każdego, ale to nie oznacza, że u każdego będzie przebiegać w ten sam sposób i z takimi samymi efektami. Wzbudzamy w swojej osobowości to, co najlepsze. Korzystając z obrazów ewangelicznej przypowieści o siewcy, można powiedzieć, że modlitwa na Różańcu to użyźnianie pola. Mamy do dyspozycji konkretną kategorię gleby, ale od maszyn, prawidłowości pracy, użytych nawozów i wapnowania zależy ostateczny efekt.

Wspólnotowe modlenie się Różańcem to bardzo popularna praktyka.

Nie tylko chwilę przed Mszą świętą, czy podczas nabożeństw Różańcowych w październiku. Istnieją też tak zwane Wspólnoty Żywego Różańca zwane często “różami”. Ta dwudziestoosobowa grupa zrzesza katolików, którzy codziennie przez miesiąc odmawiają jedną, wylosowaną na początku miesiąca tajemnicę różańca. W ten sposób grupa codziennie odmawia cały różaniec. Można więc powiedzieć, że jest to bardzo owocna praktyka. Odmawia się jedną dziesiątkę Różańca, a łaski płyną jakby się odmówiło cały Różaniec. Widać tutaj prawdziwe znaczenie słowa wspólnota – wszystkie wypracowane dobra duchowe są wspólne. 

Na koniec przypomnijmy sobie historię Różańca, który kiedyś nazywany był Psałterzem Najświętszej Maryi Panny. 

Modlitewny sznur koralików opracowano, by włączyć do modlitwy Kościoła osoby nie umiejące czytać. Skoro nie mogły odmawiać psalmów Dawidowych ze Starego Testamentu wytworzono dla nich alternatywę, by mogły włączyć się w Liturgię Godzin Kościoła. Na początku zachęcano ich do odmówienia 50 razy Ojcze nasz. Aby się nie pomylili, pleciono dla nich sznury z paciorkami nazywane Rosarium, czyli wieniec róż. Później ta forma przekształcała się, dodano Zdrowaś Maryjo, i powiększono liczbę powtórzeń do 150 “zdrowasiek”. Odmawianie Różańca zaczęto obrazowo nazywać dawaniem  róż Matce Bożej. 

My także, za każdym razem, kiedy bierzemy do swoich rąk Różaniec, pamiętajmy, że wiąże on nasze serce z sercem Boga.

Opracował: Ks. Piotr Śliżewski