Nie wiem, czy komuś udało się wymienić wszystkie możliwe rodzaje cierpienia. Chyba nie jest to  możliwe. Człowiek z racji wielu czynników jest taki „różnorodny”, że nie sposób byłoby nazwać różnych odcieni cierpienia. Jan Paweł II w Liście Apostolskim Salvifici Dolores – o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia – jako wyjście z tej kłopotliwej sytuacji proponuje rozróżnienie dwóch typów cierpienia: fizycznego i moralnego. Ten podział, chociaż nieskomplikowany, daje już bardzo wiele do myślenia. Pokazuje, że jest cierpienie, które można zbadać za pomocą parametrów medycznych i ponazywać je zgodnie z jednostkami chorobowymi, jak i cierpienie, które wymyka się profesjonalnym mikroskopom, ponieważ zagląda do duszy. 

Rodzaje cierpienia człowieka jako bytu cielesno-duchowego

Dzięki temu prostemu podziałowi możemy wywnioskować znaną od początków chrześcijaństwa, a nawet zdecydowanie wcześniej – bo oczywistą dla starożytnych filozofów – prawdę, że człowiek jest bytem cielesno-duchowym. Z tego też powodu, to czego doświadcza, może boleć jego ciało, jak i może „boleć jego duszę”. Ten drugi przypadek musi oczywiście zostać zapisany w cudzysłowie, ponieważ nie mówimy o strzykaniu w kolanie czy promieniowaniu bólu z kręgosłupa. Niestety ciężko jest ubrać w słowa to, co nie należy do świata materialnego. Z tego powodu trzeba używać terminologii odnoszącej się do cielesności, chociaż opisuje się coś ściśle duchowego. 

Rodzaje cierpienia – „ból moralny”

Przez ból moralny rozumie się bowiem nie tylko ból psychiczny, który jest zresztą towarzyszem, w mniejszym lub większym stopniu, każdego bólu fizycznego. Cierpienie moralne jest dyskomfortem, który przekracza organizm człowieka i dotyka jego transcendencji – tego, co sprawia, że jego dusza nie jest niema. Chociaż jest to bardzo poważna kwestia, bardzo często się ją pomija. Nie chcąc popełnić tego błędu, w tych przemyśleniach głównie skupię się właśnie na tym aspekcie przeżywanych przez człowieka trudności.

Rodzaje cierpienia – zagrożenie śmierci

Jednym z typów „moralnego bólu” jest niebezpieczeństwo śmierci. W Księdze Izajasza (Iz 38,1-3) czytamy, że Ezechiasz śmiertelnie zachorował. Widząc jego stan zdrowia prorok Izajasz wypowiedział słowa proroctwa: „Tak mówi Pan: Rozporządź domem twoim, bo umrzesz i nie będziesz żył”. Te słowa bardzo wiele mówią o tym, czego dotyczy to specyficzne cierpienie. Nie chodzi tutaj o samo pożegnanie się ze światem, ale o napięcie, które powstaje w wyniku pozostawienia swoich dzieci, współmałżonka i rzeczy materialnych, które po nas pozostają. Jeśli ich dobrze nie rozplanujemy i prawidłowo nie rozpiszemy testamentu, to wypracowane za życia dobra będą powodem kłótni naszych potomków. Jak widać, nic w życiu nie jest proste.

Nawet umieranie i myślenie, co będzie się działo po naszej śmierci. Jak wyszedł z tej trudnej sytuacji Ezechiasz? Dowiadujemy się w dalszej części tej historii, że Ezechiasz „odwrócił się do ściany i modlił się do Pana”. Słowem, nie szukał wśród ludzi pomocy w cierpieniu, tylko od razu nawiązał kontakt z Panem życia i śmierci. Wiedział, że nic nie dadzą tutaj lamenty. W jego wypadku takie nastawienie nie było typowym: „kiedy trwoga to do Boga”. Byłoby tak zapewne wtedy, gdyby ten człowiek nie miał relacji z Bogiem. Wtedy jego zwrot ku Wszechmocnemu były szukaniem ostatniej deski ratunku. Ważne są słowa następujące po zwrocie Ezechiasza w kierunku ściany. Powiedział wtedy: „Ach, Panie, wspomnij na to, proszę, że postępowałem wobec Ciebie wiernie i z doskonałym sercem, że czyniłem to, co miłe oczom Twoim”. Powyższe słowa zostały podkreślone bardzo rzewliwym płaczem. Jak się to wszystko zakończyło? 

Bóg poprosił Izajasza, by przekazał Ezechiaszowi, że jego modlitwa i łzy zostały usłyszane i dostrzeżone w wyniku czego będzie żył o piętnaście lat dłużej. Z tej biblijnej historii można wywnioskować bardzo ważną, duchową myśl. Człowiek powinien w swoim cierpieniu odwoływać się do relacji, którą ma z Bogiem. Rzecz jasna, będzie to trudniejsze, jeśli ona do tej pory nie zaistniała. Zdarzają się przypadki nawrócenia na łożu śmierci, ale ten fragment wskazuje raczej na to, by za życia dbać o więź z Wszechmogącym, a wtedy rozmowa o bólach rozstawania się z tym życiem będzie zdecydowanie inna.

Bez kontaktu z Bogiem, jedyne na co możemy liczyć, to zdrowy rozsądek i resztki sił, które chociaż trochę umożliwią godne pożegnanie ze światem. Tylko po co wybierać gorsze rozwiązania i odkładać kontakt z Bogiem na później? A co jeśli nie zdołamy w ostatnich chwilach cokolwiek zrobić ? Już teraz, poprzez systematyczną więź, zbliżajmy się do Tego, który ma najlepsze pomysły na każdą trudną sytuację.

Rodzaje cierpienia – śmierć mojego dziecka

Kolejnym rodzajem cierpienia, który przekazuje nam Biblia jest śmierć własnych dzieci. Nie ma chyba gorszego cierpienia niż strata swojego potomstwa. Pokazuje to nam kultura, która nie opracowała nawet specjalnego określenia dla rodziców po stracie ich dziecka. Co innego po śmierci matki, bo wtedy nazywamy się sierotami, albo po stracie współmałżonka, co powoduje, że stajemy się wdowcami lub wdowami. Śmierć dziecka jest przemilczana przez kulturę, bo nawet nie wiadomo jak pocieszać rodziców. Wszyscy zamykają usta. Doświadczyłem tego, gdy zmarła moja nowonarodzona, czterodniowa bratanica. Nie wiedziałem wtedy co powiem bratu,kiedy do niego zadzwonię. Na szczęście, gdy on usłyszał mój drżący głos, sam uprzedził moje wątpliwości i powiedział, że nic przecież nie trzeba mówić. Nie rozwiązuje to jednak całej trudności sytuacji, gdy umiera dziecko. A jednak chcemy coś wtedy powiedzieć, a gdy to nam samym umiera dziecko, potrzebujemy oswoić się i odnieść się do zaistniałej sytuacji.

Rodzaje cierpienia – różne biblijne sytuacje

Co mówi na ten temat Pismo święte? Skupmy się na trzech biblijnych postaciach. Każda z nich inaczej tego cierpienia doświadczyła. Hagar obawiała się śmierci swojego syna Izmaela, gdy Abraham wydalił ją z obozu wraz z dzieckiem. Jakub sobie tę śmierć wyobraził. A Dawid rzeczywiście ją przeżył. Każdy poziom przeżywania tego dramatycznego cierpienia został przez Biblię zauważony i na swój sposób wytłumaczony. Nie jest to jednak tłumaczenie całkowite i bezpośrednie, ale między wierszami możemy odczytać wiele wskazówek, które dodadzą otuchy. 

Rodzaje cierpienia – historia odrzuconej Hagar

Hagar, która bardzo szybko spadła z wysokiego stanowiska w plemieniu i stała się wygnańczynią, nie miała prostego życia. Jako niewolnica została odrzucona, gdy Abrahamowi urodził się syn z prawego łoża. Ta zagrożona matka nie wiedziała jak rozwiązać tę trudną sytuację. Gdy już długo błąkała się po pustyni Beer-Szeby i wyczerpała zapasy wody w bukłaku, pełna niemocy i nieumiejętności wyjścia ze spotykającego ją dramatu, ułożyła dziecko pod krzewem i  oddaliła się. Nie chciała patrzeć na śmierć swojego dziecka. Gdy to zrobiła, zaczęła głośno płakać. Okazało się, że nie płakała sama. Chłopiec również zalał się łzami i ten jęk usłyszał Bóg. Wysłał więc Anioła do Hagar, by przekonał ją do tego, że uczyni z jej potomka głowę wielkiego narodu. Ponadto anioł „otworzył jej oczy”, by ujrzała studnię i napoiła swojego syna.

Historia cierpiącej Hagar jest na pierwszy rzut oka opowieścią o nadzwyczajnej interwencji Boga. Ale czy było tak rzeczywiście? A czy przypadkiem tej studni tam już nie było? Zobaczmy, że nie jest tam napisane, że Bóg za pstryknięciem palca zrobił studnię. Zamiast tego czytamy o otwarciu oczu Hagar. Być może ta kobieta była zaślepiona zagrożeniem i nie widziała tego, co było pod jej ręką? Może w wyniku zmęczenia dotarła do punktu, który sama oceniła jako „koniec swojej siły”. Nie zdziwiłbym się, gdyby kilkanaście metrów dalej była ta studnia, a ona po prostu jej nie dostrzegła. Niestety tak to jest, że zmęczenie życiem sprawia, że zaczynamy bazować tylko na swoich siłach. Nie pytamy Boga: „co dalej? Jak mam dalej postępować?”, tylko godzimy się z losem i z czyhającymi na nas zagrożeniami. A tak nie można! Kiedy natrafiamy na życiową ścianę, to zamiast obok niej siadać, starajmy się ją przeskoczyć. A jak przekracza to nasze siły, to prośmy Boga, aby wyciągnął do nas rękę. Choćby ta prośba miała być wypowiedziana w płaczu jak wołanie Hagar i jęk jej dziecka.

Rodzaje cierpienia a plany Boga

Czy Bóg jest bezlitosny, skoro doprowadza do takich zdarzeń? Czy nie mógł postawić tej studni kilkanaście metrów bliżej? Jasne, że żadne trudne doświadczenia nie są konieczne. Tylko bez nich nie otrzymalibyśmy ważnych lekcji. Czego nauczyła się w trakcie tych tragicznych chwil Hagar? Zaczęła prawdziwie odkrywać swojego syna. To, co powinien powiedzieć jej Abraham, a jednak z powodu złych emocji nie powiedział, usłyszała dzięki temu trudnemu zdarzeniu: „jej syn będzie wielkim narodem”. Bardzo ciekawi mnie jeden szczegół tej opowieści. Autor Księgi Rodzaju pisze, że gdy Hagar straciła nadzieję i nie chciała patrzeć na śmierć swojego syna, to odeszła „tak daleko, jak łuk doniesie”. Czy nie jest to znamienne, że ten chłopiec dorastający na pustyni, później stał się łucznikiem? Czy w cierpieniu, które spowodowała jego matka, nie odkrył swojej tożsamości?

Rodzaje cierpienia – historia Jakuba

Drugą ze wspomnianych postaci biblijnych, doświadczonych możliwością straty dziecka jest Jakub. Pomimo tego, że jego syn Józef rzeczywiście nie zginął, z powodu zorganizowanego przez resztę jego synów przedstawienia, Jakub uwierzył w jego śmierć. Zresztą, który rodzic nie zaufałby słowom pozostałych synów oraz spreparowanemu dowodowi w postaci specjalnie zakrwawionej przez synów szaty Józefa – najmłodszego syna Jakuba? Nie wiem jak zimne serca musieli mieć synowie Jakuba, by zaserwować swojemu ojcu takie cierpienie. Niemniej zrobili to i musieli mieć wielką satysfakcję z tego, że udało się im oszukać ojca. W tej opowieści widać, jak łatwo jest przekonać człowieka do największej tragedii.

Zaobserwujmy, że Jakub dobrze nie bada otrzymanego od swoich synów dowodu. Ufa im całkowicie. Jedyne co sprawdza, to fakt, czy ta szata jest szatą jego syna – Józefa. Nie wącha zapachu krwi, ani nie sprawdza jakiego rodzaju jest to rozdarcie. Gdyby mocniej zaangażował zmysł zapachu i dotyku to na pewno odróżniłby krew ludzką od krwi młodego kozła w której umoczyli szatę Józefa jego bracia. Poza tym, inaczej wygląda szata człowieka, który został zaatakowany przez rozszarpujące go zwierzę, a inaczej szata, którą zdarli z Józefa jego bracia. To są inne rozdarcia i dziury! Ponadto, pojawia się pytanie o ciało. Żaden szanujący się członek plemienia, nie zostawiłby ciała na pastwę losu. Gdy minęłoby zagrożenie, wróciłby po zwłoki, jakieś resztki ciała zaatakowanego przez zwierzę. Tym bardziej, że jeśli przyniesiono Jakubowi już szatę, to dlaczego pominięto zabranie ciała w celu godnego pogrzebu?

Rodzaje cierpienia – ufność Jakuba

Jakub uwierzył w opowiedzianą mu tragedię i nie chciał tego zbadać. W dalszej części Księgi Rodzaju czytamy o tym, że synowie starali się go pocieszać po stracie syna. Nic to jednak nie dawało. Zaciął się. Niczego nie chciał słuchać. Zamiast chociaż na chwilę zająć się pozostałymi synami i ucieszyć się, że nie wszyscy zginęli, ciągle myśli tylko o Józefie. Ta wielka żałoba powoduje, że wypowiada bardzo mocne słowa: „Już w smutku zejdę za synem moim do Szeolu”. Osoba Jakuba bardzo ciekawie pokazuje, jak wielu ludzi reaguje w obliczu cierpienia. Po pierwsze nie dopuszcza pozytywniejszego scenariusza. Skupia się na najgorszych przesłankach i nimi karmi swoje myślenie.

Nie mówię rzecz jasna o każdej sytuacji. Są cierpienia, które są obiektywne. Obojętnie, jak byśmy na nie patrzyli, są dramatami. Śmiem jednak twierdzić, bo sam takich cierpień doświadczyłem, że są w ludzkim życiu trudy, które nazbyt koloryzujemy. Są one typowym przerostem formy nad rzeczywistą treścią. Czasami warto wiec powrócić do historii Jakuba i zapytać: czy ja przypadkiem nie przesadzam? Czy naprawdę moje cierpienie jest tak wielkie, jak je przeżywam? Może trzeba wzbudzić więcej nadziei i poszukać innych wyjść z tej sytuacji? Nie stawiajmy kropki nad „i”. Dajmy czas Bogu i sobie na poszukanie prześwitów nadziei.

Rodzaje cierpienia – doświadczenie Dawida

Na koniec rozważań o cierpieniu wynikającym ze straty dziecka, zatrzymajmy się przy Dawidzie. Historia śmierci jego syna jest bardzo intrygująca. Pokazuje bowiem jak bardzo Dawid był związany ze swoim synem Absalomem. Na pozór nic w tym dziwnego, ponieważ między ojcem i synem powinna być bardzo mocna więź. Jednak czym bardziej zagłębiamy się w tę relację rodzicielską, tym dobitniej widzimy, że kontakt Dawida i Absaloma nie należał do łatwych i udanych. Przypominając pokrótce te trudne dzieje, warto pamiętać, że Absalom zabił swojego przyrodniego brata Amnona. Dopuścił się tego samosądu z powodu gwałtu Amnona na rodzonej siostrze Absaloma. Ta sytuacja doprowadziła do tego, że Dawid wygnał swojego syna. Chociaż po kilku latach przywrócił go do łask, to jak mówi przysłowie: „co się stało , to się nie odstanie”.

Relacja między Dawidem a jego synem Absalomem miała w sobie wielką zadrę. Ta napięta sytuacja, jak i buntowniczy charakter Absaloma doprowadziły go do buntu przeciwko jego ojcu. Absalom w Hebronie ogłosił się królem i zajął Jerozolimę. Dawid nie mógł pozostać niemy wobec tej uzurpacji, więc doszło do walki w lesie Efraima. Tam wojska Dawida pokonały wojska zbuntowanego syna. Mimo wielkiego bólu i zdrady jakiej Dawid doświadczył od Absaloma, prosił on jednak swoich wojowników, by nie zabijali jego syna. Mimo tego zakazu, Joab, jeden z dowódców wojska dawidowego, zabił Absaloma, który zaczepił się długimi włosami o gałęzie dębu. 

Znając tę trudną historię rodzinnych relacji Dawida, możemy dopiero zrozumieć oburzenie, jakie wywołała reakcja Dawida na śmierć jego syna. Pomimo tego, że jego wojsko wygrało i na nowo jest porządek w królestwie, Dawid nie chciał słuchać o wygranej. Ciągle wspominał tylko Absaloma. Osobę, która przyniosła radosną wieść o zwycięstwie dopytywał o Absaloma. Nie potrafił nawet ucieszyć się ze zwycięstwa. Gdy nie otrzymał informacji na temat Absaloma od pierwszej osoby, to zapytał drugą. A gdy ta, używając pokrętnych słów, gdyż bała się powiedzieć o tym wprost, poinformowała o śmierci syna, król zadrżał i udał się do górnego pomieszczenia, by płakać. Nie mogąc się uspokoić, ciągle chodząc, wypowiedział nawet takie słowa: „Synu mój, Absalomie! Absalomie, synu mój, synu mój! Kto by dał, bym ja umarł zamiast ciebie?” ( 2 Sm 19, 1).

Żal Dawida, z jednej strony jest naturalny, bo opłakujący syna, a z drugiej poniekąd niezrozumiały z powodu zaistniałych wcześniej sytuacji. Nie trzeba było długo czekać na twardy komentarz. Joab, ten który zabił Absaloma, z przekonaniem w głosie postawił Dawida do pionu: „Darzysz miłością tych, którzy cię mają w nienawiści, a nienawidzisz tych, którzy cię kochają. Dzisiaj pokazałeś, że dowódcy i słudzy są dla ciebie niczym. Przekonałem się dzisiaj, że gdyby Absalom pozostał przy życiu, a my wszyscy gdybyśmy dzisiaj pomarli, wydałoby ci się to słusznym” ( 2 Sm 19, 7). Mocne słowa, ale czy nie prawdziwe? Skoro Dawid nie potrafił docenić dzielnych wojów za podjęty dla niego trud i poświęcenie swojego życia, a zamiast tego opłakiwał jednego buntownika, to czy okazał się uczciwy? Ta biblijna historia pokazuje, jak mocno można być zaślepionym ludzkimi więziami. 

Rodzaje cierpienia – skąd się one biorą?

Czasami dużą dozę cierpienia dostarczamy sobie sami z powodu tego, że jesteśmy w nieuporządkowany sposób przywiązani do tychi, którzy nie potrafią docenić naszych uczuć i wysiłku. Przecież, gdyby Absalom szanował swojego ojca, nigdy by do tego wszystkiego nie doszło! Zobaczmy, jak wiele sytuacji cierpienia jest wynikiem tego, że nie zważamy na prawo moralne, na to co myślą inni ludzie, tylko ślepo brniemy za tym, co według nas powinno mieć miejsce. Niestety, osoby, które są za mocno związane z własnym sposobem myślenia, cierpią zdecydowanie więcej i dotkliwiej.

Trzeba przyjąć, że w jakiejś mierze każdy jest kowalem swojego losu. Nieuczciwym jest zatem obrażać się na Boga za to, że zginął mój syn alkoholik. Skoro nałogowo pił, to umarł z zatrucia alkoholem. Podobnie z osobami, które zbyt brawurowo jeżdżą pojazdami. Skoro nie potrafią opanować pokusy nadmiernej prędkości, to może dojść do tragedii. Historia biblijnego Absaloma uczy nas, byśmy realistyczniej spojrzeli na cierpienia wynikające z kogoś złych decyzji.

Rodzaje cierpienia – bezdzietność

Niemożność zrodzenia i posiadania własnych dzieci jest dla małżeństwa bardzo trudna. Nieraz jest powodem wielu intensywnych modlitw, by doszło do poczęcia dziecka i bezpiecznego donoszenia go do momentu porodu. Gdy spojrzymy na to cierpienie z perspektywy biblijnej, to zobaczymy, że kiedyś to cierpienie było jeszcze bardziej przytłaczające. Wpłynęło na to żydowskie myślenie, które odczytuje potomstwo jako błogosławieństwo od Boga. Z powodu takiego światopoglądu osoby nie mogące mieć dzieci były odbierane jako doświadczone przez samego Stwórcę.

Były one traktowane w swoich społecznościach jako grzeszne i niegodne. O takim nastawieniu do bezdzietnych rodziców, możemy wywnioskować między innymi z reakcji Abrama na Boże błogosławieństwo: „O Panie, mój Boże, na cóż mi [nagroda], skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer» […] ponieważ nie dałeś mi potomka, ten właśnie zrodzony u mnie sługa mój, zostanie moim spadkobiercą”. Te słowa na pewno nie były wypowiadane z uśmiechem. Abram czuł, że nie ucieszy się nawet największą Bożą nagrodą, jeśli nie będzie mógł jej przekazać swojemu własnemu synowi. 

Podobne nastawienie miała Rachela, żona Jakuba, która zgadzała się na kontakty seksualne swojego męża z niewolnicami, ponieważ sama nie mogła mieć dzieci. Po narodzinach sześciu synów i jednej córki Jakubowi z jego niewolnic, autor natchniony komentuje: „A Bóg zlitował się i nad Rachelą; wysłuchał ją Bóg i otworzył jej łono” (Rdz 30, 22). Potem możemy odczytać spostrzeżenie samej Racheli: „Zdjął Bóg ze mnie hańbę!”( Rdz 30, 23). Jak widać, bezdzietność była kiedyś przyjmowana z jeszcze większym bólem niż dzisiaj. Było to zapewne skutkiem struktury społecznej, która odczytywała godność kobiet w ich macierzyństwie, a każde dziecko było uważane za wielką pomoc w prowadzeniu gospodarstwa jak i zabezpieczenie na starość dla swoich rodziców. Poszukajmy zatem odpowiedzi na pytanie, jak dobrze ustosunkować się do trudności z zajściem w ciążę. Co robić, by podobnie jak Rachela z radością zakrzyknąć, że zakończył się czas niepłodności?

Rodzaje cierpienia – ból Racheli

Samo imię Racheli bardzo wiele tłumaczy. Powstało ono z wyrazu רָחֵל (rachel), które oznacza tyle co: „jagnię, owieczka”. Można z tych tłumaczeń wyprowadzić również znaczenie przenośne -„cierpliwa”. Wydaje się, że właśnie mądra cierpliwość jest tutaj odpowiedzią na pytanie o cierpienie w wyniku bezpłodności. Zobaczmy, jak zareagowała Rachela, gdy już długo nie mogła urodzić Jakubowi dziecka. Sama zaproponowała, że ma niewolnicę Bilhę, która może urodzić Jakubowi potomka. Dodała nawet: „Zbliż się do niej, aby urodziła dzieci na moich kolanach; chociaż w ten sposób będę miała od ciebie potomstwo” (Rdz 30, 3).

Wiadomo, że nie oznacza to, że mamy pozwolić naszym mężom na to, by współżyli z innymi kobietami, bo w wyznaniu katolickim takie rozwiązanie nie jest dopuszczalne z racji na sakrament małżeństwa. Niemniej, to biblijne zdarzenie rzuca nowe światło na duchową adopcję, jak i na zwykłą adopcję dziecka. Dzięki temu możemy zarówno włączyć się w duchowy trud poczęcia dziecka, które jest zagrożone (duchowa adopcja), jak i podjąć się zadania wychowania cudzego dziecka (normalna adopcja), które i tak lada moment pokochamy jak własne, rodzone dziecko. 

Rodzaje cierpienia – “rachelowe rodzenie”

Cały proces wychowania, wszystko to, co będziemy musieli włożyć, by dziecko wyrosło na dobrego człowieka, będzie właśnie takim „rachelowym rodzeniem dzieci na własnych kolanach”. Patrząc na to, co wydarzyło się w historii Racheli, można być dobrej myśli. Skoro Bóg nagrodził jej cierpliwość i otwartość na życie późniejszym umożliwieniem jej urodzenia własnego dziecka, to możemy również podejrzewać, że i dzisiaj doceni adopcję cudzego dziecka. Nieraz słyszałem o takiej sytuacji, że ludzie zaadoptowali dziecko, a po pewnym czasie urodziło się im ich własne. Przypadek? Czy może raczej otwarcie serca, które owocuje również odblokowaniem fizjologii? Nie wiem. Fakty są faktami i przemawiają za tym, by być hojnym, bo domy dziecka są pełne dzieci, które chcą być wychowane w normalnym domu. Bóg obserwuje naszą wiarę. Czy nie byłoby miło usłyszeć tak jak Abraham: „Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić. […] Tak liczne będzie twoje potomstwo»” (Rdz 15,5).

Rodzaje cierpienia – tęsknota za niepodległą ojczyzną

My, Polacy, bardzo dobrze rozumiemy ten typ cierpienia. W końcu od 1795 roku (kiedy monarchowie Rosji, Prus i Austrii przeprowadzili III rozbiór Rzeczypospolitej) aż do 1918 roku ( kiedy Rada Regencyjna ogłosiła niepodległość Królestwa Polskiego) Polski nie było na mapie Europy. Aż 123 lata podtrzymywania polskiej kultury, zwyczajowości, bez możliwości swobodnego wypowiadania się w ojczystym języku. Do tego specyficznego bólu, dalej przeżywanego przez niektóre nacje Afryki, Azji i innych części świata, można dołączyć strapienie polskich emigrantów, którzy w poszukiwaniu lepszego bytu opuścili swoją ojczyznę, pomimo tego, że nikt ich do tego nie zmuszał.

Tęsknota za domem rodzinnym jest dotkliwa. Aby zrozumieć powagę tego bólu, zajrzyjmy do Psalmu 137. Czytamy w nim o cierpieniu wygnańców judzkich, którzy nad Eufratem i Tygrysem, zbierali się, by opłakiwać zburzenie Jerozolimy. Najbardziej bolało ich to, że zmuszano ich do autentycznej radości, a oni nie byli w stanie cieszyć się życiem poza granicami swojej ojczyzny. Wpływało na to między innymi przekonanie, że godziwy kult religijny można sprawować jedynie w Palestynie. Dla Judejczyków sprawa była prosta – obczyzna jest ziemią „nieczystą”. 

Rodzaje cierpienia – patriotyzm

Aż łapią za serce słowa Psalmisty: „Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie? Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, niech uschnie moja prawica! Niech język mi przyschnie do podniebienia, jeśli nie będę pamiętał o tobie, jeśli nie postawię Jeruzalem ponad największą moją radość.” (Ps 137,4-5). To bardzo mocna deklaracja, która pokazuje, na czym polega prawdziwy patriotyzm. Z tego Psalmu wielu obojętnych Polaków mogłoby się uczyć szacunku do swojej Ojczyzny.

W czasach, kiedy świat jest ze sobą bardzo dobrze skomunikowany i wielu nazywa go wręcz „globalną wioską”, warto wczytywać się w teksty, które mówią o bardzo emocjonalnym związku z ziemią, kulturą i wszystkim tym, co składa się na słowo „ojczyzna”. Pozostaje jednak pytanie, jak ukoić ból w wyniku straty lub aktualnej niemożliwości bycia w ukochanym kraju? Nie jest bowiem sztuką powiedzieć: walcz o swoje do krwi, albo w wypadku emigrantów: „zamiast zalewać się łzami, to wróć po prostu do kraju i tyle”. Życie jest czasami o wiele bardziej skomplikowane, niż tylko kwestia chęci czy niechęci do powrotu. 

Zacytowany powyżej tekst jest również na swój sposób odpowiedzią na tę udrękę. Jeśli chcemy dobrze przeżywać rozstanie z tym, co ojczyste, powinniśmy mądrze pamiętać. Nie piszę tu rzecz jasna, tylko o pamiętaniu rodzinnego domu, ale o całej kulturze, która nas wychowała. Czytanie cenionej polskiej literatury, która mówi o naszych korzeniach, rozsmakowywanie się w typowo polskich potrawach, czy słuchanie charakterystycznej dla nas muzyki, jeśli będzie czynione z pasją, to pozwoli zabrać w sercu część Polski do najbardziej oddalonych terenów świata. Polakom XIX wieku się udało, to dlaczego miałoby się i nam nie udać?

Rodzaje cierpienia – prześladowania od najbliższych

Ciężka sprawa. Najbardziej bolą rany od tych, którzy są najbliżej. Dlaczego? Pewnie dlatego, że od nich oczekiwaliśmy zrozumienia i miłości, a otrzymaliśmy wielokrotnie coś zupełnie odmiennego. Czy zawsze w takiej sytuacji jesteśmy sami? Chrześcijanin od razu czuje, że nie może powiedzieć, że kiedykolwiek jest sam. Obojętnie co by robił, zawsze jest obserwowany przez Boga. W wypadku cierpienia Jego obecność jest jeszcze wyraźniejsza. Bierze się to między innymi stąd, że Wcielony Syn Boży – Jezus Chrystus, doświadczył odrzucenia od tych, którzy powinni Go przyjąć z otwartymi rękami. Nie stało się to jednak przypadkiem, tylko zostało wpisane w Jego sposób zbawienia świata. Potwierdzają to proroctwa, które wyprzedzają Jego odkupieńczą misję. Między innymi Psalm 22 opisujący Mękę Mesjasza czy Druga pieśń Sługi Pańskiego z Księgi Izajasza opisują odrzucenie Zbawiciela i totalne niezrozumienie przez ludzi. Psalmista bardzo obrazowo opisuje to trudne cierpienie: 

Bo [sfora] psów mnie opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sycą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię” ( Ps 22,17-19). 

Rodzaje cierpienia – nie zapominajmy o współpracy z Bogiem

Słowo Boże nie pozostawia nas jednak w narzekającym zawieszeniu, lecz prowadzi nas ku nadziei. Psalmista wkłada w usta opisywanego Mesjasza słowa, które warto potraktować jako osobisty rachunek sumienia. Dzięki tym stwierdzeniom możemy zastanowić się, na ile otwieramy się na współpracę z Bogiem. „Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Pomocy moja, spiesz mi na ratunek!”( Ps 22, 20). O ile chętnie wołamy Boga na ratunek, no bo jak to mówi powiedzenie – kiedy trwoga to do Boga – tak pierwszą częścią powyższego zdania niezbyt się przejmujemy. Czy jest w nas bowiem chęć, by Bóg był blisko? A nawet jeśli tak, to co robimy, by Jego obecność była mocniej „zakotwiczona” w naszej codzienności?

Czy korzystamy systematycznie z sakramentów, zarówno z coniedzielnej Mszy świętej jak i comiesięcznej spowiedzi? Czy staramy się w różnych momentach dnia, choć na chwilę przywołać Jego obecność poprzez krótką modlitwę, lub chociaż pozytywne pomyślenie o rzeczach pobożnych? Pytań można by było mnożyć. A wszystkie sprowadzałyby się do jednego. Czy ja rzeczywiście żyję z Bogiem, czy depczę Mu po piętach i nie pozwalam od siebie odejść? Jeśli nie, to dlaczego dziwimy się, że nie mamy dobrego stosunku do cierpienia? Jeśli Boga nie ma obok nas, to jedyne co nas może spotkać w wyniku bólu to strapienie. A jeśli Bóg jest, to wtedy masz obrońcę, który cierpienie bierze na siebie.

I chociaż odczuwasz mimo Jego obecności pozornie taki sam fizyczny i psychiczny ból, to jednak jest on inny. Ma on wtedy cel zbawczy, współodkupieńczy. Kiedy masz w zasięgu wzroku Boga, to wtedy możesz łączyć to, co trudne z Jego zbawiennym trudem. A to zmienia. A to uspokaja.

Ks. Piotr Śliżewski

Podobał Ci się artykuł? W podziękowaniu możesz postawić kawę. Pomożesz w ten sposób utrzymać portal oraz tworzenie nowych katolickich inicjatyw : https://buycoffee.to/ewangelizacja