Czy planując rozwój osobisty warto brać pod uwagę Biblię? Czy nie jest ona tylko treścią dotyczącą wiary?

Jezus jest znawcą natury ludzkiej. Przecież był nie tylko człowiekiem, ale również Bogiem. Tym samym Bogiem, który zaplanował świat, jak i samego człowieka. Choć wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę to jednak wiele osób twierdzi, że popełnił mimo wszystko wiele błędów i dlatego uważają sposób postępowania przedstawiony w Ewangelii za niemożliwy do zrealizowania i oderwany od rzeczywistości. Zdarzają się także głosy, że był dzieckiem swojej epoki i wtedy się tak postępowało i nie należy tego kopiować do dzisiejszych, zupełnie innych warunków. Tego typu komentarze są oczywiście błędne. Wynikają ze złej interpretacji Jego czynów i słów. Niestety przyszło nam wysłuchać wiele toksycznych, naciąganych poglądów chrześcijańskich, które wykrzywiły nam wizerunek Jezusa. 

Wiele sposobów działania proponowanych przez religię jest niestety przemocowych i nie szanujących podstawowych prawd psychologii człowieka. Na szczęście, Jezus taki nie był. Wszystkie nieuporządkowane przekonania katolików są naleciałościami konkretnych grup wierzących i nadinterpretacją Ewangelii. Naprawdę, mogę to zapewnić, postępowanie Jezusa było na wskroś dojrzałe i biorące pod uwagę całokształt ludzkiej osoby.   Przyznam szczerze, że po przeczytaniu dużej liczby książek psychologicznych i odsłuchaniu wielu akademickich podcastów z różnych nurtów psychologii, ciągle jestem pod ogromnym wrażeniem Jezusa, który wszystkie zdrowe zasady praktykował i wcielał w życie. Aż chciałoby się powiedzieć, że psychologia nie odkrywa niczego nowego, ponieważ od dawna mamy to już opisane w Piśmie Świętym. Oczywiście, powyższe słowa piszę z lekkim przymrużeniem oka. Fakt, że dana postawa Chrystusa była od dawien dawna spisana na kartach Ewangelii, nie świadczy, że była prawidłowo wykorzystywana. Każde pokolenie odczytuje Ewangelię na swój specyficzny sposób i trochę ją zabarwia własnym patrzeniem na świat. Dopiero metoda historyczno – krytyczna, która przy lekturze Pisma świętego każe spojrzeć na cały kontekst sytuacji, a nie tylko na same słowa, pozwala nam się uchronić od czytania siebie w Ewangelii, zamiast jak być powinno – czytania Ewangelii w ten sposób, jakby chciał tego Bóg.

Nam, ludziom XXI wieku trzeba się cieszyć, że doszliśmy już do wielu ciekawych wniosków psychologicznych. Pomimo, że jest to stosunkowo nowa nauka i nie możemy powiedzieć, że mamy już ostateczne odpowiedzi, zaczynamy nazywać rzeczy, które do tej pory były niestety pomijane.

Doprecyzowując wiedzę o funkcjonowaniu człowieka możemy inaczej przeprowadzić lekturę Ewangelii i zobaczyć w niej niezwykłe wyczucie Zbawiciela, który wiedział jak prowadzić dialog z trudnymi osobami. Weźmiemy w tym opracowaniu na warsztat różne fragmenty Ewangelii, które pozwolą nam otworzyć oczy na bardzo twórcze rozwiązania naszych, codziennych zmagań z osobami, z którymi życie jest twardym orzechem do zgryzienia. Wiele powstało już publikacji ogólnych, które zachęcają do miłości po prostu. Natomiast, gdy pojawiają się problemy i turbulencje, to autorzy nabierają wody w usta i chowają głowę w piasek i mamroczą, że trzeba być wytrwałym i heroicznym w miłości. Uważam inaczej. Obok tych cech, które niezaprzeczalnie są ogromną wartością, trzeba ponadto zastosować konkretne zasady i metody, by życie mogło na nowo uzyskać prawidłowy kierunek. Bycie chrześcijaninem obok trudnej osoby nie może zakładać cierpiętnictwa. Zdecydowanie będę stał na stanowisku, że wiara musi być rozumna i mądrze prowadzona, by nie sprowadziła na nas tragedii, a dla innych nie stała się antyświadectwem.

Już samo wycofywanie się młodych z życia Kościoła i ich ocena religii chrześcijańskiej jako nieuczciwej względem różnych sytuacji życiowych, powinna nas zastanowić i skłonić do przepracowania tematu. Dlatego poniższe opracowanie ma Ciebie uzbroić w pomysły i bardzo precyzyjne rozwiązania, które uchronią Cię przed niepotrzebnym cierpieniem oraz dadzą narzędzia do bardziej szczęśliwego życia. To nie chwyt marketingowy. Naprawdę, Ewangelia jest bardzo mądrą treścią.

Od razu zaznaczam, że czytanie tych treści nie będzie proste. Dlaczego? Ponieważ będą one poruszać kwestie, które nas bolą. Nie tylko w takim sensie, że będziemy musieli zmierzyć się z trudnymi relacjami. Podejrzewam, że to zakłada każdy czytelnik tego typu artykułów. Poniekąd w takim celu zwróciliśmy na nie uwagę. Trudność tych treści polega jednak na czymś o wiele bardziej złożonym. Zapraszają one do przyjrzenia się “innym okiem” naszym doświadczeniom i przeżywanym emocjom, a to nigdy nie jest  komfortowe. Przyjęcie ich za ważne i konieczne do przepracowania będzie stawiało w innym świetle całe nasze życie. Z opisanymi tutaj sytuacjami spotykamy się na co dzień i  one poniekąd uformowały nasz odbiór świata. Zakwestionowanie rzeczy, które uważaliśmy dotąd za normę i za prawidłowe działanie naszych bliskich, może otworzyć zasklepione rany lub zmienić nasze zdanie na temat ludzi, których kochamy oraz na nas samych. To z założenia jest trudne, bo wolimy przyjmować, że nasze fundamenty są dobre i wystarczy zmienić tylko parę powierzchownych spraw. Niestety często jest odwrotnie. Uzdrowienie relacji międzyludzkich zakłada inne postrzeganie świata i wytyczenie zupełnie innych granic. Nie wspominając już o tym, że będziemy od momentu zmiany inaczej traktowani przez innych. Klasykiem są komentarze typu: “byłeś dotąd normalny, a coś ci się odmieniło”. Tak to bowiem w życiu jest, że zmiana, której dokonujemy na własnym podwórku, zawsze w jakimś stopniu, większym lub mniejszym, wymusza zmianę w kogoś życiu.Chociaż nie przymuszamy kogoś do pracy nad sobą, nasze nowe wybory i nowe definiowanie siebie, wpływa na to, że stare schematy innych również są poruszane. A to niestety niejednokrotnie powoduje bunt i sprzeciw. Dlatego nie dziwmy się, że innym będzie się to nie podobać. Nie przeprowadzimy nawet najbardziej wewnętrznych modyfikacji naszego podejścia, bez konieczności przedstawienia tego całej reszcie świata. Jak by nie patrzeć- w chrześcijaństwo wpisane jest nawrócenie, a ono oznacza ciągłą zmianę. Jednak nie przerażajmy się na wieść o tym trudzie.  Nowa jakość życia, nawet jakby miała spowodować zerwanie pewnych relacji (gdy ktoś okaże się niereformowalny i nieokazujący szacunku względem naszych nowych wytycznych), jest warta konfrontacji. Jeśli dzięki temu przełomowi możemy wreszcie stać się szczęśliwymi ludźmi, to w imię czego mielibyśmy z tego zrezygnować? Dla świętego spokoju?

Ks. Piotr Śliżewski

Czytaj dalej: Co to jest miłość – próba określenia definicji [jak żyć z trudnymi ludźmi? cz.2]