Rozważając Drogę krzyżową Jezusa, przeważnie patrzymy na nią jak na czyste zło. Nie chcemy dostrzegać w niej żadnego dobra, ponieważ uwłaczałoby to poświęceniu, na które zgodził się Zbawiciel. Nie jest to najszczęśliwsze podejście. Chociaż droga na Golgotę była rzeczywiście pełna trudów i przeciwności, nie zabrakło tam również przejawów dobroci. Dobrze, gdybyśmy to dostrzegli. Bez umiejętności całościowego ujmowania rzeczy, narażamy się na to, że podobne podejście zastosujemy we własnym życiu. 

Cyrenejczyk – wiadomo, że życie to nie bajka

Chociaż ludzki los nie należy do najłatwiejszych, a w wypadku niektórych osób bywa nawet tragiczny, zawsze można dopatrzeć się w nim przejawów ludzkiej życzliwości i troski. Nie rezygnujmy więc z wypatrywania osób, które „wychodzą z tłumu” i chcą przynajmniej na chwilę zmazać smutek z naszej twarzy. Aby się tego uczyć, przechodźmy z Jezusem drogę krzyżową i zatrzymujmy się na „pozytywnych szczegółach”. Pierwszy, który od razu przychodzi na myśl, to pomoc Szymona z Cyreny. Dowiadujemy się o niej aż od trzech ewangelistów. Ta zgodna relacja o rolniku, który wracając z pola został przymuszony do niesienia krzyża, musiała tak ich zachwycić, że zapisali ją na kartach Ewangelii. Dlaczego? Chyba dlatego, że Szymon z Cyreny jest przedstawicielem bardzo wielu chrześcijan, którzy pomimo tego, że nie mają początkowo dobrych intencji, w wyniku trudnych splotów wydarzeń, pomagają swoim braciom. Wielu pewnie stwierdziłoby, że w takim wypadku taka przysługa nie liczy się na korzyść ofiarodawcy. Wydaje mi się, że jest inaczej. Czasami musimy być przynagleni do dobra, by się za nie zabrać. 

Cyrenejczyk – cudowne wybicie z rytmu

Mnóstwo spraw i obowiązków zaprząta nam myśli. Mamy wrażenie, że tylko walka o pracę, rodzinę i dom ma sens. Nic więcej… Dopiero, gdy dojdzie do cudownego „wybicia nas z rytmu” i zostaną nam „przetarte oczy”, zaczynamy dostrzegać, że jest o wiele więcej rzeczy i osób, o które powinniśmy się troszczyć. Są nimi między innymi ludzie, którzy pozornie nie są z nami niczym powiązani… Przykład Szymona z Cyreny jest więc bardzo istotny. Zarówno zachęca nas do większej wrażliwości na „przechodniów” i tych, którym niby nic od nas się nie należy. Poza tym, Cyrenejczyk jest dobrym przypomnieniem o dobru, które przychodzi od osób, od których byśmy się go nie spodziewali. 

Cyrenejczyk – gdzie on jest w moim życiu?

Zapisujmy w sobie w sercu takie, „małe, dobrotliwe” sytuacje. Dzięki nim nasze cierpienie będzie o wiele bardziej znośne. Okaże się, że poprzez takie osoby odczujemy, że nie zostaliśmy pozostawieni na pastwę losu, tylko Bóg ciągle nad nami czuwa i wysyła swoich przedstawicieli, by wlewali „małymi naczyniami” radość do naszego serca.

Cyrenejczyk – nie był jedynym pomagającym

Równie ciekawym spotkaniem w „bolesnej drodze Jezusa”, była rozmowa Zbawiciela z płaczącymi kobietami. One poprzez swoje łzy, chciały wyrazić smutek z cierpienia Chrystusa. Zdawałoby się, że takie łzy nic nie znaczą. Tym bardziej, gdy słyszy się po nich mocny komentarz Jezusa: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!” (por. Łk 23,28). Jednak takie łzy mimo wszystko pomagają. Jezus wyrażając swoje zdanie nie powiedział przecież, że nie docenia emocji kobiet. One były w końcu oznaką pewnego przywiązania się do Zbawiciela. Chciał on raczej przekierować je na właściwe tory. Przed nami stoi to samo zadanie. To prawda, że łzy innych mogą „lekko podnieść na duchu”. Nie możemy jednak w swoim cierpieniu przyczyniać się do smutku innych. Po zobaczeniu czyjegoś stosunku względem nas, powinniśmy pokazać, że jest jeszcze wiele innych rzeczy do opłakania, nie tylko nasze troski. Niemniej, warto takie łzy docenić i na chwilę się przy nich zatrzymać. Są one pięknym dowodem tego, że na świecie żyją osoby, które są przejęte naszym losem. 

Płaczące kobiety – dowód, że nie jesteśmy samotni

Gdy to zobaczymy, od razu przestaniemy myśleć, że jesteśmy „samotni jak palec” i uśmiech na nowo pojawi się na naszej twarzy. W końcu, co bardziej może nam pomóc w trudnych doświadczeniach, niż świadomość obecności towarzyszących nam ludzi? Cierpienie i tak będziemy przeżywali sami. Nikt nie weźmie na swoje barki całego wynikającego z tego bólu. Z cierpieniem mierzymy się sami, ale jeśli jest to przeżywane we wspólnocie, to o wiele łatwiej nam to przychodzi.

Cyrenejczyk na krzyżu – Dobry Łotr

Kolejnym przejawem dobra, w drodze krzyżowej Jezusa jest rozmowa z Dobrym Łotrem. W Kościele nazywany jest on pierwszym kanonizowanym świętym. To jemu Jezus powiedział: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju”. Pocieszające słowa. Szczególnie, gdy się wisi na krzyżu… A czym sobie on na to wyróżnienie zasłużył? Człowiek, którego dziwnie nazywamy sprzecznymi terminami: „dobry” i „łotr”, wykazał się wiarą. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe powiedzieć do współukrzyżowanego, żeby pamiętał o nim w swoim królestwie. Takie słowa są wyrazem wiary pomimo skrajnych przeciwności. Kiedy ciało jest zmęczone od niesienia narzędzi śmierci, a ręce przybite do krzyża, to ciężko o lekko wypowiadane słowa. Odnoszę wrażenie, że słowa Dobrego Łotra zostały wręcz wykrzyczane. Wymagały wielkiego przełamania barier, więc trzeba je docenić!

Gdzie są nasi, dobrzy łotrowie?

W naszym życiu nie brakuje takich „dobrych łotrów”. Są to ludzie z nadszarpniętą opinią, których środowisko skazało na brak autorytetu i nieustanną podejrzliwość względem ich czynów. Jednak takich ludzi też stać na „podrygi dobra”. Mówię „podrygi”, ponieważ w ich położeniu dobro nie jest czymś naturalnym. Są tak uwikłani w zło, że wybór miłości nie przychodzi im z łatwością. Co ciekawe, od takich osób możemy otrzymać często wsparcie wtedy, gdy inni się go wstydzą. Sam niejeden raz tego doświadczyłem. Ludzie z marginesu okazywali mi życzliwość, gdy reszta „porządnych ludzi” stała jak słupy soli, ponieważ bała się „wyjść przed szereg”. Doceńmy więc ludzi „społecznie skreślonych”. Z wielkim szacunkiem odnośmy się do każdego ofiarowywanego nam dobra, chociaż czasami bywa ono brudne i nie najlepszej jakości. Nie bawmy się w „koneserów” i nie akceptujmy tylko miłości „najwyższej próby”. Cieszmy się ze wszystkiego, co nas spotyka, a co ma choćby znamiona dobroci. Wtedy nasze cierpienie będzie o wiele łatwiejsze do zniesienia.

Ks. Piotr Śliżewski

Podobał Ci się artykuł? W podziękowaniu możesz postawić kawę. Pomożesz w ten sposób utrzymać portal oraz tworzenie nowych katolickich inicjatyw : https://buycoffee.to/ewangelizacja