Mk 9,38-43.45.47-48 –26 Niedziela zwykła

 

Boże, gdzie jesteś? Na pewno w Kościele, ale gdzie jeszcze? W instytucjach zajmujących się edukacją, w organizacjach charytatywnych, we wspólnotach mieszkaniowych i sąsiedzkich, w dobrze prowadzonych szpitalach i przychodniach… Można by było tak wymieniać bardzo długo. Bóg jest obecny wszędzie tam, gdzie człowiek chce czynić dobro. Nie ogranicza On przecież swojej działalności do murów świątyń katolickich…

Chrześcijanie jak i w ogóle ludzie dobrej woli, na rozmaite sposoby potwierdzają, że w człowieku jest naprawdę wiele dobra, którym chce się podzielić z innymi. Trzeba nauczyć się to dostrzegać…

Święty Jan Apostoł miał z tym niemały problem. Chciał on zarezerwować imię Chrystusa tylko dla grupki apostołów. Przyszedł bowiem do Jezusa i zaczął z oburzeniem komentować, że ktoś śmie wykorzystywać moc Jego imienia do wyrzucania złych duchów. Było to dla niego nie do pojęcia, ponieważ wydawało mu się, że apostołowie mają monopol na łaski.

Umiłowany uczeń Jezusa nie zrozumiał jednej, bardzo ważnej rzeczy. Bóg nie jest tylko dla Kościoła i nie działa tylko poprzez Jego wysłanników…

 

To wydarzenie uczy nas niesamowicie istotniej sprawy. Jako chrześcijanie nie możemy tylko „dusić się we własnym sosie”, tylko musimy dostrzegać dobro poza granicami Kościoła. Zresztą nie tylko je widzieć, ale również je doceniać, podkreślać i nim się cieszyć…

Wokół nas jest naprawdę ogrom rzeczy pozytywnych, które jak zostaną „wyłowione z odmętów narzekania”, to ukarzą się światu w bardzo atrakcyjnych barwach. Podsumowując, mamy więc jako uczniowie Chrystusa zadanie bycia swego typu „kolekcjonerami dobra”.

Takie spojrzenie jest w stanie wprowadzić bardzo wiele pozytywnych treści do naszego życia. Okaże się, że wielu ludzi chociaż nie wymienia imienia Boga, realizuje chrześcijańskie wartości. Wiadomo, że lepiej by było, gdyby robili to przy asystencji Kościoła, ale gdy tak nie jest, to trzeba się ucieszyć tym, że Ewangelia weszła do ich życia „tylnymi drzwiami”.

Pokazuje to coś niesłychanie cennego. Zachowania wynikające z wiary okazują się czymś naturalnym dla „niechrześcijańskiego świata”. Dzięki temu wielu ludzi pomimo tego, że nie nazywa siebie „wyznawcami Chrystusa”, powoli zbliżają się do koncepcji świata, na której zależy Bogu.

Może poprzez takie działania ludzie zbliżą się do Stwórcy i będą mieli więcej okazji do tego, by się nawrócić i przyjąć myślenie wynikające z głoszenia słowa Bożego?

Prawdę mówiąc, każde pojawienie się wartości „około ewangelicznych” w życiu publicznym jest sukcesem chrześcijan. Pokazuje to, że nasza kultura „oddycha” tymi zasadami i chociażby się ich wypierała i chciała zdejmować krzyże, Chrystus jest fundamentem naszego światopoglądu…

 

Oczywiście, to nie całe przesłanie dzisiejszego fragmentu Ewangelii. Gdyby Jezus poprzestał tylko na pozytywnym wykorzystywaniu nauki chrześcijańskiej, dałby „wolną rękę” do rozwadniania i banalizowania Bożego Objawienia. Po ukazaniu możliwości korzystania przez innych ze spuścizny słowa Bożego, zaznacza bardzo konkretne granice. Nie można sobie robić z Jezusa Chrystusa żartów i wykorzystywać instrumentalnie „wyrwanych z kontekstu cytatów”. Chrześcijaństwo ma swój „specyficzny smak”. Nie można go ani posolić „szczyptą podejścia psychologicznego”, ani posłodzić cukrem „zbytniego miłosierdzia Boga”.

To prawda, że Bóg jest bardziej miłosierny niż sprawiedliwy, ale Jego sprawiedliwość nie odeszła całkowicie do lamusa. Wymagania Ewangelii nie udały się przecież na „sen zimowy”…

Jezus, aby to wszystko plastycznie przedstawić, opisał, że lepiej by było ludziom nieuczciwym zawiesić na szyję kamień młyński, a potem wrzucić go w morze, niż źle sterować osobami łatwowiernymi. Chyba nie trzeba tego dłużej komentować…

Jezus bardzo się wstawia za tymi, którzy są „mali”, czyli nie mają wyrobionego własnego zdania. Dzisiaj takich ludzi określa się mianem „lemingów”, czyli osób, które bezkrytycznie przyjmą to, co usłyszą w mediach. Właśnie takich „małych” Jezus chce ustrzec przed ludźmi wpływowymi, którzy poprzez narzuconą ideologię chcą sterować „częścią bezmyślnego społeczeństwa”, które jest w stanie poprawiać im statystyki sondażowe.

 

W celu pogłębienia tego wymagań, Jezus przedstawia bardzo interesujący obraz wieczności. Według niego, w wieczności będziemy mieli pokaleczone te części ciała, którymi dopuszczaliśmy się grzechu. Nie chodzi tutaj oczywiście o żadną makabrę. Jest to obraz, który stara się oddać rzeczywistość duchową poprzez fizyczne porównania.

Czasami jest nam bowiem ciężko wyobrazić sobie dramat, który odbędzie się w wieczności. Bardzo ciekawym tego wytłumaczeniem jest krótki filmik opracowany przez pewnego YouTube’ra. W zarysowanej przez niego koncepcji, każda nieuczciwość wpływa na wadę fizyczną. I tak we wspomnianej animacji, za obgadywanie innych ludzi wyskakiwały pryszcze, za kłamanie wyrastał garb, za radość z czyichś nieszczęść wypadały zęby, zaś za oszustwa traciło się wzrok. Dlaczego o tym mówię? Bo wydaje się, że gdyby nasze duchowe postawy wpływały na stan zdrowia, to zupełnie inaczej pracowalibyśmy nad swoim wnętrzem…

Dlatego, pomimo faktu, że nasze czyny nie odmalowują się w kondycji fizycznej, dbajmy o to, by w naszych domach było jak najwięcej miłości.

 

Ks. Piotr Śliżewski