Mt 5,13-16
Dzisiejsza Ewangelia tłumaczy nam na czym polega chrześcijaństwo. Wbrew obiegowym opiniom nasza religia nie ogranicza się do przyjęcia „zestawu sakramentów” oraz bycia „dobrym człowiekiem”. Chociaż obie wymienione rzeczy są jak najbardziej godne uczynienia, to na pewno nie wyczerpują całego piękna chrześcijaństwa.
Każdy naśladowca Chrystusa ma ponadto dwa bardzo ważne zadania. Po pierwsze, używając języka biblijnego, ma być „solą ziemi”. Co to oznacza? Sól dla starożytnych była środkiem konserwującym. Dzięki niej potrawy mogły być dłużej zdatne do spożycia. Także dzięki obecności chrześcijan w świecie, możemy powiedzieć, że Bóg „lepszym okiem” patrzy na naszą planetę. W wizjach wielu mistyków słyszymy o tym, że Bóg nie raz już chciał zakończyć funkcjonowanie naszego świata. Obecność ludzi sprawiedliwych przekonywała Go jednak do tego, że warto jeszcze dać szansę kolejnym pokoleniom. Przypomina mi się tutaj wydarzenie z Księgi Rodzaju, gdzie Abraham „licytuje się” z Panem Bogiem, by nie zniszczył Sodomy. Pyta Go, czy jeśli znajdzie się w tym mieście pięćdziesięciu sprawiedliwych, to czy ocali całe miasto. Gdy Bóg daje pozytywną odpowiedź, „targując się” schodzi do dziesięciu sprawiedliwych. Wystarczyło więc dziesięć sprawiedliwych osób, czyli tyle, by można było zawiązać żydowskie zgromadzenie modlitewne, aby Bóg zaniechał realizacji kary na całym mieście.
Podobnie jest dzisiaj. Bóg pozytywniej patrzy na Ziemię, ponieważ widzi w niej ludzi, którzy oddają się Jego Synowi, Jezusowi Chrystusowi. Naszym posłannictwem jest więc być kimś unikatowym, kimś wyjątkowym, kto będzie podtrzymywał świat swoją modlitwą. Niestety, gdy nas zabraknie, świat nie będzie w stanie wykrzesać z siebie prawdziwej wiary. Różne pochodne chrześcijaństwa, chociaż mają w sobie wiele dobra i piękna, nie zawierają pełni smaku. Bez chrześcijaństwa świat „nie smakuje” tak jak powinien.
Dlatego, kiedy słyszysz, że jesteś dziwny/ dziwna, ponieważ zbyt często chodzisz do kościoła, to uciesz się, że możesz to robić. To jest naprawdę wielka rzecz. Wszechświat jest „noszony na barkach” ludzi modlitwy. Pomimo cierpienia i konieczności wysłuchiwania, że jesteś „moherowym beretem”, dewotką czy bigotem, miej w sobie odwagę, by pomagać Bogu w dźwiganiu świata, który mimo tego, że pochodzi od Boga, nie chce się do swojego Stwórcy przyznawać.
Powróćmy jednak jeszcze do soli. Jest ona także symbolem czegoś nowego. W Księdze Ezechiela czytamy, że nowonarodzone niemowlęta były nacierane solą (Ez 16,4). Oznacza to, że nasze bycie solą polega na gotowości bycia ciągle nowym i świeżym. Gdyby nie chrześcijaństwo, nasz glob stałby się stary i coraz bardziej zamknięty. Nasza wiara jest dynamizmem, fermentem, który rusza „zastygłe tryby” umysłów i serc. Cieszmy się z tego i chętnie w tym uczestniczmy!
Na koniec, aby zyskać motywację do bycia gorliwym chrześcijaninem, warto zobaczyć, że Bóg nazywa nas „światłem dla świata”. To bardzo duża odpowiedzialność. Nie jesteśmy jakąś pierwszą lepszą „małą lampeczką”, lecz swego typu sygnalizacją świetlną. Jeśli będziemy łamać zasady swojego funkcjonowania, to już na pierwszym skrzyżowaniu powstanie wypadek. Ludzie nas potrzebują, ponieważ nie do końca wiedzą, jak prowadzić swoje życie. Jeśli nie pokarzemy im miłości chrześcijańskiej przez duże „M”, to nie będą mieli punktu odniesienia. Odwagi, mamy wiele do zrobienia. Oczywiście nie chodzi tutaj tylko o słowa. Najwięcej robi się przykładem własnego życia.
x. P.Ś.