Święty nie zawsze uśmiechnięty

Od połowy XIX wieku, katolicki świat zaczęło podbijać hasło jednego z najbardziej znanych, „świętych wychowawców” – św. Jana Bosko. Powiedział On swego czasu, że: „Smutny święty to żaden święty”. Ta prosta, ale jakże mądra myśl, zmienia myślenie coraz to nowych zastępów katolickiej młodzieży (i nie tylko). Jednak, życie nie jest czarno-białe, więc każda idea musi mieć jakiś minus. Także i w tym wypadku „diabeł tkwi w szczegółach”. Zbyt wielu ludzi (zresztą zdarza się to także przy innych maksymach) odczytuje ją literalnie. Sam wielokrotnie stałem się „ofiarą” złego zrozumienia tej „złotej myśli”. Ostatnio, kiedy byłem przytłoczony wieloma trudnymi sprawami, usłyszałem komentarz: „dlaczego się nie uśmiechasz? Smutny święty to żaden święty. Więcej radości!”. Hmmm… może i rzeczywiście na mojej twarzy nie było wtedy „uśmiechu od ucha do ucha”, ale nie byłem wcale smutny. Ta sytuacja dała mi wiele do myślenia i zachęciła do „przejrzenia” Pisma świętego pod kątem tematu radości i smutku. Wydaje się, że najbardziej kontrastujący z przytoczoną sentencją jest fragment Listu do Rzymian: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą. płaczcie z tymi, którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach!” (Rz 12, 15-16). Święty Paweł, inaczej niż interpretacja „z klapkami na oczach”, myśli św. Jana Bosko, naucza, by rozeznawać, kiedy należy się śmiać, a kiedy płakać. Sugestia Apostoła Narodów jest bardzo „życiowa” w odróżnieniu do założenia, że zawsze trzeba mieć uśmiech na twarzy. Sztuczne wzbudzanie w sobie pozytywnych reakcji, może co najwyżej skończyć się „ćwiczeniami aktorskimi” i nieustannym (niezależnym od sytuacji) „przyklejaniem uśmiechu” na twarz, by ukryć to, co jest w naszym wnętrzu. „Prawdziwe życie” (czyli wyzute z idealistycznych poglądów, lecz nie pozbawione nadziei) zakłada sytuacje, kiedy nie wypada się śmiać.

Dla lepszego zobrazowania warto podać tutaj przykład pogrzebu. Chociaż traktujemy tę „pobożną okoliczność” ( precyzyjnie nazywa się to sakramentalia) jako „kontynuowanie wieczności” (otrzymanej na Chrzcie św.) w innym wymiarze, jest ona przeżywana w bardzo smutnej atmosferze. Nie ma się co temu dziwić, skoro bliscy zmarłej osoby muszą sobie uzmysłowić, że nigdy już na ziemi z nią „nie porozmawiają”. Do tego momentu trzeba mieć szacunek, który wymaga szczególnej delikatności. Nie można wtedy klepać wszystkich po ramieniu i krzyczeć, że nic się nie stało, bo i tak zobaczymy osobę zmarłą w wieczności. Trzeba zamiast tego okazać radość na zupełnie innym poziomie niż tylko zewnętrzny. Prawidłowe odczytanie sentencji założyciela Zgromadzenia Salezjanów, polega więc nie na sztuczności, lecz na pracy nad sobą, by nawet najcięższa sytuacja nie odbierała nam nadziei. Kiedy będziemy ją mieli, to choćby cały świat sprzymierzył się przeciwko nam, nie zrezygnujemy z „pozytywnego spojrzenia”. Zgodnie ze słowami św. Pawła: „[…]we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” (Rz 8, 37-39). Dlatego, zedrzyjmy „pozytywny make-up” z twarzy, a popracujmy trochę nad swoim wnętrzem…

x. P.Ś.