Ogród Oliwny – modlitwa w cierpieniu

Chociaż polskie przysłowie mówi: „kiedy trwoga to do Boga”, wiemy, że w cierpieniu wcale łatwo się nie modli. Gdy kręgosłup daje o sobie znać, noga blokuje się i nie chce wykonywać najprostszych funkcji, albo nasza psychika jest w strzępach, kolana nie układają się same do modlitwy. Zamiast gestu pokornego pochylenia głowy, naturalną reakcją są wtedy zaciśnięte pięści i krzyk rozchodzący się wniebogłosy: „Boże gdzie jesteś, kiedy ja cierpię?”. Dlaczego zostawiłeś mnie w takim położeniu? W naszych ustach pobrzmiewa pytanie z Księgi proroka Jeremiasza: „Dlaczego nas dotknąłeś klęską bez możliwości uleczenia[…]? Spodziewaliśmy się pokoju, ale nie ma nic dobrego; czasu uleczenia – a tu przerażenie!” (Jr 14,19). Nie ma w takich wyrzutach niczego dziwnego. Jak coś rzeczywiście boli, nie dobiera się okrągłych, ładnie brzmiących słów. W takich momentach przemawia całe ciało… Kiedy doświadczamy sytuacji, które „stawiają pod murem” i powodują, że ciężko jest nam żyć, warto przypatrzeć się Jezusowi w Ogrójcu. Jego ziemskie życie było pełne wydarzeń, które nie są do pozazdroszczenia. Pośród sporej gammy trudnych spotkań, wydaje się, że najtrudniejszą rozmowę odbył ze swoim Ojcem w Ogrójcu. Gdy się to zgłębi, to od razu widać, że nie było to proste. Jednak, mimo swej trudności, pokazuje, że nawet najbardziej nieprzyjemne chwile mogą wydać piękne owoce. Temu właśnie chciałbym poświęcić to spojrzenie w głąb oliwnego ogrodu Getsemani.

Pierwsze, co warto zobaczyć, to fakt zapisany przez św. Łukasza, że Jezus chodził często na Górę Oliwną. Nie było to więc dla Niego jakieś nadzwyczajne miejsce. Trudną „modlitewną rozmowę” z Bogiem Ojcem odbył więc w ogrodzie, który był mu dobrze znany i poniekąd lubiany. Skoro często tam przebywał i odwiedzanie tych przestrzeni stało się zwyczajem, to znaczy, że dobrze się tam czuł. Pewnie nie jeden raz odbywał tam swoją modlitwę. Jak wyglądały one wcześniej nie wiemy. Najważniejsze, że drzewa oliwkowe tworzyły dobry klimat do głębszego zajrzenia w siebie i kontaktu z Ojcem.

 

Dobrze, gdybyśmy rozważyli w jakim kontekście Bóg dał nam nasze cierpienie. Stwierdzenie, że ono nastąpiło, nie jest bowiem wystarczające. Warto spojrzeć w tył i zobaczyć, czy Bóg nie przygotowywał nas na taką, a nie inną formę niesienia krzyża. Dlaczego jest to takie ważne? Gdy dostrzeżemy, że Bóg nie nakłada ciężaru na nasze barki „ot tak sobie”, łatwiej będzie nam przyjąć, że to cierpienie jest w konkretnym celu. Bunt wobec zaistniałego stanu nic nie zmieni. Trzeba przekuć pytanie: „co zrobić z cierpieniem?” na „jak je dobrze wykorzystać?”. Bóg „pilotuje nasze cierpienie” i otrzymujemy je w dobrze nam znanym środowisku. Świadomość tego uspokaja. Gdy wiemy, że jesteśmy w rękach Boga, nawet największe cierpienia mogą być przeżywane spokojnie. Jezus miał bardzo mocne przekonanie o obecności Boga w Jego trudnych doświadczeniach. Gdyby Boga Ojca nie dostrzegał w środku swojego cierpienia nie wypowiedziałby słów zaufania: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. W cierpieniu mówi się inaczej. Kategorycznie błaga się o przerwanie w tej sekundzie cierpienia. Stawia się wszystko na jedną kartę i pokazuje się, że nic nas tak nie uszczęśliwi jak odebranie nam bólu. Chrystus rozmawiał z Bogiem inaczej, ponieważ do końca miał dobre zdanie o Bogu. Widział Jego pomoc w każdej chwili swojego życia, więc gdy doszło do sytuacji krytycznej, nie robił Mu wyrzutów, tylko z wielką delikatnością poprosił o zabranie cierpienia. Chociaż bardzo Jezusowi zależało na tym, by ominęła Go męka, powierzył się Bogu Ojcu. Postawa Jezusa jest dla nas dowodem tego, że gdy będziemy od początków naszego życia „przebywali z Bogiem” i obserwowali Jego pomocną dłoń w naszym życiu, to gdy przyjdzie cierpienie będziemy potrafili je odczytać jako część Jego planu. To naprawdę uspokaja. O wiele łatwiej przeżywa się cierpienie zaakceptowane, niż takie, które je źródłem frustracji i buntu…

 

Poza tym, chociaż to „chrześcijański slogan”, dobrze, gdy się modlimy. Wszyscy nas do tego zachęcają, ale nie do końca tłumaczą, co dzięki modlitwie otrzymujemy. A czy Ty kiedyś się nad tym zastanawiałeś? Często w „pobożnych środowiskach” mówi się, że dużo ona daje, ale jeśli poprosi się o jakieś szczegóły, to większość osób nabiera „wody w usta”. Dlatego, bez wymijania odpowiedzi i pięknych, polukrowanych pół-słówek, rozważmy, co konkretnie daje nam rozmowa z Bogiem. Z wydarzeń z Ogrójca możemy uzyskać aż dwie ważne odpowiedzi. W dwudziestym drugim rozdziale Ewangelii wg. św. Łukasza czytamy, że gdy [Jezus] przyszedł na miejsce, rzekł [do uczniów]: «Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». Jest to bardzo wymowne. W człowieku odbywa się walka. Biją się w nim dwa poglądy: Bóg jest dobry, albo Bóg jest zły. W chwilach cierpienia, druga opcja wydaje się zdecydowanie wygrywać. Cały piękny stworzony świat przestaje istnieć, w momentach, kiedy zaczyna doskwierać nam ból. Automatycznie zapomina się o tym, co Stwórca nam dał i jak nas wyciągał z przeróżnych opresji. Nasze postrzeganie jest wykrzywione przez to, że cierpienie nas paraliżuje. Dlatego tak ważne jest, by w takich momentach rozmawiać z Bogiem. Bez opowiadania Mu o wszystkim, co nam dolega, podejmujemy ryzyko, że pojawi się w naszym życiu inny „pseudo- wybawiciel”. On nie będzie ukazywał Wszechmogącego w dobrym świetle. Przedstawi nam wiele kolorowych i atrakcyjnych pokus, które będą zachęcały do oddalenia się od Boga. Nic nam nie pomoże, bo nie jest w stanie, ale za to zbuduje solidny dystans między nami a dobrym Bogiem. W skrócie: zamieszanie w najczystszej postaci. Dlatego, by nasze dobre mniemanie o Bogu nie przegrało z pokusami złego, musimy ciągle odświeżać naszą wiarę poprzez modlitwę. Gdy jej nie ma, zaczynamy patrzeć na swoje życie negatywne, a Dobrego Boga stawiamy na miejscu oprawcy.

 

Drugi argument zachęcający nas do modlitwy, znajdujemy w dwudziestym szóstym rozdziale Ewangelii wg. św. Matusza. Słyszymy tam, że Jezus w Ogrójcu przeżywał bardzo ciężkie emocje: „smucił się i odczuwał trwogę”. Czytamy więc o bardzo ludzkim obliczu Jezusa. Na szczęście, nikt nie dokonał tam „emocjonalnej korekty”. Ewangelista Mateusz dzięki swojej uczciwości przekazał nam bardzo cenną chwilę ziemskiego życia Boga-Człowieka. Dzięki niemu nie musimy się skrywać z naszymi trudnymi stanami. A co najważniejsze, mamy wskazówkę, co warto w takich momentach robić. Co uczynił Jezus, gdy zaczął doświadczać takich ciężkich stanów? Poprosił o obecność swoich uczniów. Nie zgrywał herosa, tylko z wielką uczciwością, prosto w oczy powiedział: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!”. Warto wziąć z tego przykład. Nie okłamywać się, że jakoś sobie sami poradzimy. W momentach tragicznych potrzebujemy innych. Nie jest to jednak zwykła obecność. Chrystus nie powiedział do uczniów: dobrze, że jesteście. Wystarczy byście byli..”. Zamiast tego, dał im konkretne zadanie: „czuwajcie ze Mną!”. To innymi słowy: „twórzcie ze mną głęboką więź”. Chcę, byście byli ze mną bardzo blisko, poprzez modlitwę. Módlmy się za siebie nawzajem! Potrzebuję waszego, przyjacielskiego wsparcia. Nam także niesamowicie może pomóc modlitewna asystencja innych. Między nami a naszymi bliskimi, w momentach trudnych, może zawiązać się piękna więź wzajemnej, duchowej współpracy. Ogrójec uczy nas tego, że w cierpieniu każde „zdrowaś Maryjo”, w ogóle każda modlitewna obecność jest na wagę złota. Nie rezygnujmy z niej. Otaczajmy innych modlitwą w ich cierpieniu, a gdy sami czegoś trudnego doświadczamy, niech to również staje się naszą modlitwą za świat!

 

Co ciekawe, dzięki ciężkim chwilom, będziemy wiedzieli, kto jest naszym prawdziwym przyjacielem. Cierpienie jest swego typu filtrem „dobrych przyjaźni”. Zgodnie z powiedzeniem: „przyjaciół poznaje się w biedzie”. Zresztą nawet więcej. W momentach tragicznych możemy znaleźć nowe przyjaźnie. Z racji na to, że nasze myślenie jest „złamane cierpieniem”, zaczynamy inaczej postrzegać ludzi. W pewnym sensie stajemy się bardziej uczciwi. Zamiast doceniać „utalentowanych cwaniaków”, widzimy tych, którym rzeczywiście należy się podziw. Bardzo często są to ciche osoby, które swoją mrówczą, solidną pracą pomagają wielu osobom. Nie braliśmy ich pod uwagę, bo do tej pory stawialiśmy co innego na szczycie naszych potrzeb. Dlatego, można powiedzieć, że cierpienie porządkuje sferę wartości. W nim zaczynamy dobrze układać hierarchię tego, co najistotniejsze. Zobaczmy, jakie to potrzebne. Chociaż odbywa się w nieprzyjemnym klimacie, sprawia, że jesteśmy coraz bliżej prawdy… Dlatego módlmy się, by nasze cierpienie było jak najlepiej wykorzystane. Jak widzimy, wkłada ono w nasze ręce piękne narzędzia do stawania się coraz mądrzejszymi ludźmi…

 

Ks. Piotr Śliżewski