Co to znaczy „ofiarować się Bogu?”

 

Często z chrześcijańskich ust padają słowa: „ofiaruj się Bogu!”. Ci bardziej pobożniejsi, tę „religijną zachętę” dodatkowo wzmacniają słowami psalmu: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37,5). Co te zaproszenia oznaczają? Jak człowiek może się ofiarować Bogu? Czy jest to w ogóle konieczne, albo, co ważniejsze, skuteczne?

Do odpowiedzi na te pytania jesteśmy w sposób szczególny motywowani w święto Ofiarowania Pańskiego. Skoro Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus, został ofiarowany Panu Bogu, a z ambon od dziecka słyszymy, że mamy naśladować Chrystusa, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Jak ma to jednak wyglądać?

Nie ma lepszego sposobu na zbadanie tego, jak rozważenie „ofiarowania Jezusa Chrystusa w świątyni”, w drugim rozdziale Ewangelii wg. św. Łukasza. Czytamy tam, że ofiarowanie Jezusa nastąpiło wtedy, gdy Jezus był dzieckiem. Niby mały szczególik, a jakże bardzo ważny. Nasze ofiarowanie powinno również nastąpić na początku naszego życia. Ten fragment jest więc biblijnym argumentem za tym, by chrzczono dzieci, a nie ludzi dorosłych. Dlaczego jest to takie istotne?

 

Jeśli dziecko wzrasta w klimacie wiary, o wiele łatwiej jest mu się odnaleźć w temacie relacji z Bogiem. Nie musi od samego początku wszystkiego próbować samo, tylko może skorzystać z wiary swoich rodziców. Dzięki obserwacji ich zaufania do Boga, dane jest mu powolne „wdrażanie się” w budowanie jego osobistej wiary.

To nie prawda, że „od kołyski” o wszystkim decydujemy sami. Nie robimy tego odnośnie wyboru przedszkola, szkoły podstawowej, oglądania bajek w dzieciństwie, czy harmonogramu naszego młodzieńczego dnia. O tym wszystkim decydują nasi rodzice. Tak samo dobrze, gdyby zadecydowali oni o naszej wierze.

Kiedy jesteśmy już dojrzali, możemy podjąć kolejną decyzję, by to kontynuować, lub nie. Gdy obejrzymy się w tył, a tam będziemy widzieli wiarę, jako przestrzeń twórczości i środowisko rozwoju, to na pewno wybierzemy ją zamiast „zawieszającej nas w próżni” niewiary. Gorzej, gdy nasze dzieciństwo, pomimo chrztu, nic dobrego nam o Wszechmogącym nie mówiło. Jeśli początki naszego życia milczą i nic nie mają do powiedzenia o Bogu, to na pewno o wiele trudniej będzie nam patrzeć na Niego jak na Dobrego.

 

Zobaczmy, że Jezus też nie decydował, czy chce być przyniesiony do świątyni jerozolimskiej. To uczynili za Niego rodzice. Dopiero w dorosłym życiu, miał okazję potwierdzić własną decyzją to, co zapoczątkowali Maryja i św. Józef. Rozkładając swoje ramiona na krzyżu, i zgadzając się na męczeńską śmierć, jasno pokazał, że gdyby miał sam decydować o swoich początkach, niczego by nie zmienił.

Podobnie my, mamy ofiarowywać Bogu siebie nawzajem od pierwszych chwil życia…

Nie jest to wcale proste… Wydaje się, że wniesienie małego dziecka do świątyni jest tego bardzo dobrym obrazem. Jak zachowują się dzieci w kościele? Przeróżnie. Niektóre, szczególnie te, które wjeżdżają w „święte przestrzenie” w wózkach, przesypiają całą Mszę św. Inne, cały czas są niespokojne. Kolejne biegają od ławki do ławki, dziwiąc się, że wszyscy dorośli raz stoją, raz siedzą, a potem znowu wstają. Co dziecko, to inne reakcje. Podobnie jest z ofiarowywaniem Bogu naszych różnych cech, postaw, emocji, planów. Niektóre będą się wyrywać i pokazywać, że nie chcą być ogarnięte boskim wzrokiem. Inne będą biegać z końca do końca sumienia, by ich nie złapać i nie wypowiedzieć w sakramencie Pokuty i Pojednania. Będą też takie, które zawsze będą znudzone Bożym działaniem i wolałyby wsłuchiwać się w dźwięk radia czy obraz telewizora, niż zgłębiać Bożą Prawdę.

 

Różne są w nas nastawienia. Każdy z nas wnosi w parafialną świątynię inną jakość i odmienną historię życia. Dobrze, gdybyśmy to zaakceptowali i tym się ucieszyli. Kościół nie chce byśmy byli tacy sami. Jest to chyba najgorsze kłamstwo, w jakie możemy uwierzyć! Bóg pragnie tworzyć historię z nami, a nie z naszymi wyobrażeniami o świętości.

Stwórca wyczekuje kontaktu z Tobą i ze mną już teraz, a nie dopiero wtedy, gdy będziemy spełniać „standardy świętości”. Na tym polega ofiarowanie. Nie jest to jednorazowy akt. Podczas Chrztu św. większość z nas była nieświadoma. Ale w miarę czasu nasza świadomość rośnie i nasze ofiarowywanie się może być coraz głębsze. Jak wygląda ono dzisiaj? Co w tej chwili chcemy przekazać Bogu? Aby było to owocne, warto, byśmy to odczuli. Zgodnie z zasadą, że gdy czegoś nie czujemy, to nie ma mowy o autentycznym oddaniu, tylko o „przymusowym darze”. Bóg nie chce od nas resztek, tylko nasze otwarte serce. Dlatego przemyślmy, co na aktualnym poziomie możemy powierzyć, by nasza relacja z Nim przeszła na wyższy poziom.

 

Ks. Piotr Śliżewski