Czym jest grzech? Dlaczego jest największym zagrożeniem dla naszego życia duchowego i fizycznego?

 

Zachwycająca jest Ewangelia, która opisuje ścięcie Jana Chrzciciela. Ten fragment Słowa Bożego jest bardzo obfity w emocje. Można powiedzieć, że jest to „biblijna katecheza”,  dzięki której możemy zrozumieć, czym jest tak naprawdę grzech. Po przeczytaniu tego fragmentu „na serio”, nie wystarczy nam powiedzenie, że grzech to czyn niemiły Bogu, który jest na dodatek świadomy i dobrowolny. Taki opis jest zdecydowanie zbyt „słaby”. Grzech to coś więcej. Grzech „rozkłada nas na łopatki”, ponieważ osłabia nasze siły. Przez niego nie jesteśmy sobą. Gdy wchodzimy z nim „w układ”, rozgrabiana jest nasza energia i powoli spuszczamy powietrze jak balon. Od momentu, kiedy to zobaczymy w pełnej scenerii, na pewno zrodzi się w nas autentyczne pragnienie, by coś z tym fantem zrobić. Nie będziemy go już usuwać z banalnej motywacji: „bo tak wypada”, lecz zrobimy to z przekonaniem.

Dlatego przejdźmy do 6 rozdziału Ewangelii Marka. Słyszymy w nim o Herodzie, który bardzo przewrotnie interpretuje działalność Jezusa. Mówi o Nim, że jest On Janem Chrzcicielem, który zmartwychwstał. Niby taka zwykła pomyłka, a pokazuje, jak często Herod powraca pamięcią do Jana Chrzciciela, którego przecież sam zamordował.

 

Historia Heroda, jest historią każdego z nas. Wszyscy chcemy słuchać słów prawdy, pomimo tego, że wywołują w nas one lęk. Podświadomie czujemy, że Słowo Boże jest wartościowe. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy Prawda zaczyna być w opozycji do naszych pragnień. Pomimo tego, że bardzo cenimy Prawdę, „wrzucamy ją związaną do lochu”. Chociaż wiemy, że jest ona dla nas cenna, brak w nas jednoznacznej postawy. Co prawda, jej nie zabijamy, jak Herod Jana Chrzciciela, ale trzymamy ją w więzieniu. Tylko co jakiś czas schodzimy do niej, na krótkie „pogawędki”. Nie stać nas na konsekwentną decyzję. Chcemy mieć jedno i drugie. Trochę świętości i trochę grzechu (nieuprawnioną żonę Herodiadę).

Czy na tym kończy się historia Jana Chrzciciela? Oczywiście, że nie! Prorok zapowiadający Chrystusa jest w nieustannym zagrożeniu. Sam jest związany, a na wolności jest, źle Mu życząca, Herodiada. Szuka ona sposobu, by zgładzić Jana. Podobnie jest z naszymi grzechami. Jeśli jasno nie wyrzekniemy się naszych grzechów, one nie dadzą nam spokoju. Będą one „drążyć korytarze” w naszej moralności, aż do momentu, gdy znajdą sposób, by „pozbyć się” prawdy.

 

Nie raz będziemy zdziwieni, jak Zły potrafi wykorzystać różne sytuacje, by zabijać osłabione w nas dobro. Będziemy upadać w te same grzechy w okolicznościach, których byśmy się nie spodziewali.  Kiedy chociaż na chwilę stracimy uwagę, on zaplanuje bardzo nietuzinkowe strategie. W wypadku Heroda, wystarczyło obiecanie dziewczęciu, że da jej wszystko, czego zapragnie. Wydaje mi się, że Herodowi nawet przez myśl nie przeszło, że dziewczyna może poprosić o głowę Jana Chrzciciela. Miała przecież okazję „ustawić się na całe życie”. Zresztą, sam Herod podpowiedział jej najlepsze rozwiązanie: „dam  ci […] nawet połowę mojego królestwa”. Przy takiej propozycji, tylko głupi zrobiłby inaczej.

Właśnie w takich sytuacjach następuje najintensywniejsze kuszenie. Gdy my, podobnie jak Herod, myślimy, że moce ciemności patrzą po ludzku. Jest zupełnie inaczej. Zły chce jedynie upadku człowieka. Gdy mu stworzymy do tego choćby najmniejszą okazję, będzie to czynił. Prawdę mówiąc, Herod popełnił aż dwa błędy: po pierwsze trzymał Jana Chrzciciela pod kluczem (gdyby Go nie przetrzymywał, znalezienie Go zajęłoby Mu trochę czasu), a po drugie, zaufał komuś, komu nie zależy na bogactwie materialnym, tylko na zemście.

 

Chociaż to zbytnio nie pasuje, ale właśnie ta najpiękniejsza, urodziwa dziewczyna jest uosobieniem złego. Podobnie jak on, nie wykorzystuje  zaistniałych sytuacji pozytywnie, tylko wsłuchuje się w nienawiść Herodiady. Gdy czytam sposób, w jaki ta młoda dziewczyna wyraziła swoją prośbę, nie mam wątpliwości, że jest w tym coś demonicznego. Po pierwsze, jest całkowicie uległa swojej matce. Musi ją bardzo dobrze rozumieć, skoro wcale nie prosi o wytłumaczenie jej „krwiożerczej” prośby. W ogóle, nie przychodzi jej do głowy, że mogłaby zrobić inaczej. Nie wypowiada swoich marzeń, planów… Zapewne, gdyby miałby sama wybierać, zrobiłaby to samo. Może nie raz słyszała od matki wiele negatywnych słów o Janie Chrzcicielu? Obie były tak mocno „nakręcone” złośliwością, że gdy nadeszła okazja, bez mrugnięcia okiem, chciały ją wykorzystać?

Słyszymy zresztą relacje Ewangelisty, że gdy dziewczyna usłyszała prośbę matki: „ Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela».

Zobaczmy, ile jest w tym pośpiechu. Słowa: „natychmiast, z pośpiechem, zaraz” pokazują żądzę …

Podobnie staje się z nami, gdy brakuje w nas jasnej decyzji na temat Prawdy i grzechu. Gdy odwracamy się od zasad podyktowanych przez Boga, siadamy na „cykającą bombę”. W momencie, gdy się tego najmniej spodziewamy, możemy stracić to, co najbardziej cenne- łaskę Pana Boga.

 

Każda, choćby połowiczna, zgoda na grzech odbiera nam Chrystusa. Sprawdzają się tutaj słowa, że nie można służyć Bogu i mamonie. Albo jedno, albo drugie.

Najciekawszym w tej Ewangelii jest to, że nie opisuje ona wydarzeń bezpośrednio. Jest ona wspomnieniem Heroda, który podejrzewa, że Chrystus jest zmartwychwstałym Janem Chrzcicielem.

Pokazuje to bardzo ważną rzecz. Herodowi naprawdę zależało na Janie Chrzcicielu. Gdyby tak nie było, nie powracałby tak często do Jego osoby. Herod prawdopodobnie od momentu Jego śmierci, nie czuł się zbyt dobrze. Identycznie jest z nami. Grzech jest stanem, w którym tracimy dobro, na którym nam naprawdę zależy. Ono już nie powróci. Może przyjść nowe, ale to, które utraciliśmy przepada. Trzeba nam więc mocno zastanowić się, czy nie warto rozpocząć otwartej walki ze Złem, zamiast cierpieć „rozdwojenie jaźni” i być zmuszonym do trzymania pod kluczem dobra, które pozwoliłoby nam inaczej spojrzeć na życie?

 

Ks. Piotr Śliżewski