Miłość nie jest ślepa. Ma więc swoje zasady.
Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: «Ty jesteś Syn Boży». Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: «Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany». I głosił słowo w synagogach Judei.
Fragment Ewangelii: Łk 4,38-44
Często rozmawiając o miłości, można usłyszeć stwierdzenie: miłość jest ślepa. Nie jest to zbyt precyzyjne powiedzenie. Emocje zakochania mogą być „ślepe”, ponieważ pojawiają nie zawsze wtedy, kiedy chcemy. Z miłością jest jednak inaczej, ponieważ ona jest postawą. To my decydujemy, kogo chcemy kochać i jak to będzie wyglądało. Widać to szczególnie wtedy, gdy minie „emocjonalny szał” i trzeba być wiernym podjętym zobowiązaniom, na przykład małżeńskim.
To, że miłość jest przemyślana pokazał Jezus. On nie czynił wszystkiego od razu i nie chciał zawsze „jak najwięcej”. Jego decyzje były zaplanowane i zrównoważone, przez co sprawiały, że ci, których obdarzał miłością czuli się prawdziwie, a nie tylko pozornie kochani.
Bardzo zastanawia mnie to, że Chrystus sam nie wpadł na to, że trzeba uzdrowić teściową Szymona. Za chwilę „drzwiami i oknami” ludzie będą przychodzić po uzdrowienie, a pani tego domu dostaje wyproszone uleczenie z choroby. Czy jest to uczciwe? Warto w całym tym fragmencie zobaczyć jedną cechę wszystkich opisanych w tym fragmencie cudów Jezusa. Nikt nie przyszedł do Jezusa sam. Wszyscy zostali przyniesieni przez innych. To nie było tak, że przed domem św. Piotra pojawił się tłum egoistów, którzy przyszli załatwić tylko swoje sprawy. Ewangelista konkretnie zanotowuje, że: „O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego”. Chrystus pomógł więc ludziom praktykować ich miłość.
Dlatego również czekał na prośbę innych odnośnie uzdrowienia teściowej św. Piotra. Nie chciał, by była to tylko uprzejmość uczyniona jednej osobie. Poprzez poczekanie kilka minut na to, by cały dom zaczął się modlić za tę chorą kobietę, sprawił, że zapanowała tam atmosfera miłości. Wszyscy zjednoczyli się i jak zapisuje Ewangelista: „prosili Go za nią”.
Podobnie może być i w naszym życiu. Bóg czeka na to, by nasze prośby były z miłości, a nie tylko z chęci „ułatwienia sobie życia”. Gdyby bowiem dawał nam coś, czego pragniemy z nieuporządkowanych pobudek, utwierdzalibyśmy się tylko w przekonaniu, że cały świat się kręci wokół nas i wszystko jest po to, by nas zaspokajać. Dlatego przemyślmy, jak nasze życie przenosić na tory miłości.
Druga rzecz, która zachwyca w tej Ewangelii, to sposób traktowania złych duchów. Im Jezus nie pozwalał mówić, mimo, że chciały powiedzieć światu prawdę o tym, że jest Synem Bożym. Dlaczego Chrystus nie skorzystał z ich darmowej pomocy? Pewnie dlatego, że Jezus nie uznaje zasady: cel uświęca środki. Zły chociaż ładnie brzmi jest złym i nie chce prawdziwego dobra człowieka. Ta kwestia odnosi się do tego, o czym już wspomnieliśmy. „Dobro egoistyczne” chociaż zostawia jakiś pozytywny ślad w świecie, bardziej nas zamyka niż pozwala nam się rozwijać. Pomimo tego, że na zewnątrz dobrze wygląda, wewnętrzne nieuporządkowanie sprawia, że to dobro zamiast prowadzić do Boga, wbija nas w pychę.
Nie możemy więc usprawiedliwiać się, że nasz egoizm przecież nikogo nie krzywdzi. To nie prawda! Jeśli nasze serce zostanie zainfekowane „myśleniem tylko o sobie”, to chociaż byśmy chwalili Boga, to i tak nie będzie to czynione dla Niego, lecz by „ugrać” kolejną rzecz lub szacunek pobożnego otoczenia.
Trzecie, co warto dostrzec w zachowaniu Jezusa, to fakt, że On mówi „nie”. Wielu chrześcijan za punkt honoru uznaje to, że nie mówi tego trzyliterowego słowa. Nie jest to zbyt szczęśliwe podejście do życia. Wbrew pozorom, miłość każe używać często tego określenia. Kochać, to nie znaczy dawać wszystko, co się komuś żywnie podoba. W Ewangelii Łk 4,38-44 słyszymy nawet, że Jezus odmówił ludziom ewangelizacji i uzdrawiania. Na pierwszy rzut oka wygląda to na niestosowne. Gdy jednak się temu bliżej przyjrzymy, to kolejny raz zobaczymy, że w tych ludziach jest egoizm. Chcieli mieć Jezusa tylko dla siebie i na „wyłączne usługi”.
Bóg jest Kimś, kto nas powinien otwierać na innych, a nie sprawiać, że będziemy zachowywali Go tylko dla siebie po to, by nie wyjść z Nim na zewnątrz. Pamiętajmy, wiara powinna nas zachęcać do tego, by mieć coraz szersze serce. Jak to mawiał św. Jan Paweł II: Wiara ma charakter misyjny. Bądźmy więc przedstawicielami miłości Bożej w środowisku, w którym żyjemy!
x. P. Ś.