Dlaczego chrześcijanie nazywani są „owieczkami”?

 

Jezus powiedział: «Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».

Fragment Ewangelii: J 10,27-30

 

Rozważanie:

Owca jest zwierzęciem najczęściej wspominanym w Piśmie świętym. Skąd się bierze jej popularność? Pewnie stąd, że to zwierzę było hodowane na terenach, gdzie kształtowała się Biblia. Poza tym, cechy owcy jak i pilnującego ją pasterza, są bogatym źródłem porównań, które pozwalają zrozumieć życie duchowe. Ciężko bowiem by było opisać rolnikom „sprawy ducha” bez „ubrania” ich w przyziemne obrazy. Zresztą nie tylko im. Także my, ludzie XXI wieku, którzy przecież także żyjemy w ciele, potrzebujemy prostych wyjaśnień, które pomagają nam zrozumieć, że nasze życie o wiele przekracza to, co widzimy fizycznymi oczyma.

Warto więc rozważyć, czym charakteryzowały się owce, by jeszcze głębiej zrozumieć, jakimi prawami kieruje się nasza relacja z Bogiem.

 

Pierwsze, co zwraca uwagę, to fakt, że w Izraelu owce nie przebywały na ogrodzonych pastwiskach. To powodowało, że cała ochrona jak i „gospodarka żywieniowa” leżała w rękach pasterza. Bez niego owce były skazane na śmierć. Tę zależność od pasterza potęgowało to, że owce są zwierzętami pozbawionymi zmysłu samozachowawczego.  Często błądzą i co najgorsze, same nie potrafią znaleźć drogi do owczarni, chociażby była w zasięgu ich wzroku.

Co nam to mówi o nas? W naszym życiu duchowym mamy cechy owiec. Tak jak w swoim życiu zawodowym możemy być specjalistami i mieć wszystkie technologie i kruczki prawne w najmniejszym palcu, w temacie wiary bez Boga nie zrobimy nic twórczego. On jest naszym Pasterzem. Życie wewnętrzne nie ma ogrodzeń. Nic nas nie uchroni przed atakami Złego. Dlatego warto przemyśleć, jak związać się z Pasterzem, by zawsze mieć Go na wyciągnięcie ręki. Gdy do tego dojdzie, w chwilach, kiedy będzie nam źle, od razu możemy pokazać Mu nasze rany i prosić o ich przewiązanie i uleczenie.

 

Gorzej, gdy oddalamy się od Pasterza i twierdzimy, że sami sobie jakoś poradzimy. Niestety takie decyzje mogą być bardzo bolesne. Nie poradzimy sobie przecież z „wilkiem grzechu”, ani z wysuszonymi pastwiskami. To, że w danej chwili jest dobrze, nie oznacza, że za chwilę nasze pastwisko nie okaże się pozbawione zielonej trawy. Dlatego trzymajmy się blisko Pasterza, złapmy Go za ubranie i pokarzmy Mu swoje zaufanie.

W Ewangelii J 10,27-30 czytamy, że owce słuchają głosu Jezusa. To bardzo ważne stwierdzenie. Bóg do nas mówi. Zarówno przez Słowo Boże, wydarzenia, spotkane osoby. Każdy Jego głos jest inny. Dlatego bycie „dobrą owcą” polega na wsłuchiwaniu się w to, co ma do powiedzenia Bóg oraz w wyciąganiu wniosków z tego, jakich dobiera środków, by coś nam przekazać. Bóg zawsze dobiera „specjalne narzędzia”, by zakomunikować konkretne rzeczy. Wystarczy więc zwrócić uwagę na „Boże metody”, bo w nich samych zawarta jest już duża część nauki, którą chce nam powiedzieć Wszechmogący.

Kolejne słowa Ewangelii nas do tego jeszcze bardziej zachęcają. Jezus z przekonaniem mówi, że nas zna. To uspokaja. Osoba, która zna adresata swoich słów, wie, co powiedzieć, by wywołać w nim konkretne przemyślenia. Dlatego, jeśli spotyka nas coś trudnego, wiedzmy, że jest to kontrolowane przez Boga. On wypowiada do nas to słowo, ponieważ wie, że ono jest w stanie nas ruszyć z miejsca i spowodować, że się rozwiniemy.

 

Wiem, że na pierwszy rzut oka brzmi to bardzo łatwo i fantazyjnie. Niestety w życiu nie jest tak kolorowo. Pierwszą reakcją na cierpienie jest raczej krzyk niż, łatwowierne zaufanie Bogu, że „wszystko będzie dobrze”.

Niemniej, chociaż wielokrotnie jest to bardzo trudne, wiara polega na tym, by odczytywać swoje życie pozytywnie. Nie oznacza to oczywiście „dziecięcego idealizmu”. Chrześcijanin nie nazywa rzeczy skomplikowanych prostymi, tylko stara się zaistniałe komplikacje wpisać w ramy swojego życia duchowego. Skoro to na nas spadło, to znaczy, że dopuścił to Bóg i dzięki temu możemy jakoś „rozwinąć skrzydła”. Szczegóły od razu nie są dostępne, ale wiadomo, że im mocniej będziemy nadstawiali ucho na Boże komunikaty, tym trafniej będziemy interpretowali wynikające z nich „Boże wskazówki”.

 

Ciekawe są również słowa: „Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne”. Odnoszę wrażenie, że dwie występujące w tym zdaniu dynamiki są ze sobą ściśle połączone. Nie jest to wymienienie dwóch rzeczywistości, lecz podkreślenie, że jedno powoduje drugie. Pójście za Chrystusem powoduje, że otrzymujemy od Niego życie wieczne. Zostało to jednak napisane w inny sposób, by ktoś przypadkiem nie pomyślał, że życie wieczne otrzymuje się w nagrodę. Tak przecież nie jest. Życie wieczne po pierwsze dzieje się już teraz, a nie dopiero w wieczności, a po drugie, wynika ono z tego, że idziemy przez życie z Jezusem. On jest Źródłem. Nie ma więc możliwości, by nie liczyć się z Nim, a obok tego żyć pełnią życia. Nasze ludzkie serca są zbyt wielkie, by można je było zapełnić tylko ludzkimi potrzebami i sukcesami. Człowiek został stworzony dla wieczności. Dopóki jej nie zacznie czuć będzie się miotał i czuł, że ciągle mu czegoś brakuje. My nie popełniajmy tego błędu. Już teraz wybierajmy Jezusa- Pasterza, który zna trasy do najlepszych pastwisk.

 

Ks. Piotr Śliżewski

Tekst jest podstawą video- komentarza do Ewangelii (4 Niedziela Wielkanocna, J 10,27-30) pod tytułem „ewangeliczna kropka”.