Fragment książki: Projekt miłosierdzie

Pan Bóg nie czeka z zamkniętymi oczami czy założonymi rękami. Nie czeka biernie. Pan Bóg raz po raz daje znać o sobie.

 

SŁaWEK KOMuDa: Ksiądz Biskup wrócił niedawno z pielgrzymki do Ziemi Świętej z grupą niepełnosprawnych. Jak ta grupa odczytuje swoją niepełnosprawność? Zdarza się, że czasami niektórzy odbierają to jako Bożą niesprawiedliwość?

BISKUP GRzEGORz RyŚ: choroba jest trudnym doświadczeniem. Każdy swoją chorobę przeżywa bardzo osobiście. Nie mogę powiedzieć, że pracuję z osobami niepełnosprawnymi, bo użyłbym niewłaściwego słowa. Mogę natomiast powiedzieć, że znam się z nimi, że przeżywam razem z nimi wiarę. Myślę, że głównym problemem jest kwestia postrzegania osób chorych przez zdrowych. Problematyczne jest mówienie do ludzi chorych z pozycji księdza, który jest młody i sprawny. Nietrudno w kościelnym slangu mówić takim ludziom, że są jakoś szczególnie wybrani przez Pana Boga, że ich choroba to wielka łaska Boża. Takie mówienie, moim zdaniem, jest niedopuszczalne, a – po drugie – jest chodzeniem na skróty. Nie pokazuje prawdy o Panu Bogu i Jego relacji z człowiekiem. Patrzenie na osoby przez pryzmat ich niepełnosprawności jest nikomu niepotrzebne. dla mnie człowiek niepełnosprawny najpierw jest człowiekiem, a potem jest niepełnosprawnym; najpierw jest wierzącym, a potem jest niepełnosprawnym. Każdy ma w życiu wyzwania, przed którymi staje. dla mnie zawsze było bardzo ważne, żeby z osobami niepełnosprawnymi tak po prostu, zwyczajnie przeżywać wiarę, skupiać się na tym, co w wierze jest istotne. W Ewangelii do człowieka, którego przynoszą mu na noszach, Jezus mówi: „Odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mt 9, 2). zanim go uzdrowi, dotyka czegoś, co nie dotyczy osoby niepełnosprawnej, tylko każdego człowieka i w ostateczności jest poważniejszym problemem. człowiek może mieć pretensje do Boga o rozmaite cierpienia – tylko że ta pretensja adresowana jest w niewłaściwym kierunku. Wtedy wymaga prostowania obrazu Boga w człowieku. Pan Bóg w żadnym wypadku nie jest stwórcą czy sprawcą zła na świecie. Można powiedzieć, że zło, cierpienie – zwłaszcza konkretne w danej osobie – jest jakąś tajemnicą. W objawieniu chrześcijańskim nie mamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Odpowiedzią na cierpienie człowieka nie jest teoretyczne stwierdzenie, skąd się bierze cierpienie, tylko krzyż Pana Jezusa i to, że Jezus stał się cierpiący razem z nami. Można usuwać cierpienie, albo można z człowiekiem wejść w jego cierpienie i być z nim. Bóg wybrał ten drugi sposób, wybrał bycie z nami w każdym naszym cierpieniu.

Czasami można usłyszeć niestety taki głos, że Pan Bóg nas za coś pokarał i powinniśmy nieść ten swój krzyż. Ksiądz Biskup słusznie powiedział, że tutaj dotykamy obrazu Pana Boga, jaki funkcjonuje w nas.

To są kalki myślowe, które funkcjonują niezależnie od tego, kto jaką wiarę wyznaje. Nie potrzeba czytać Ewangelii, wystarczy przeczytać Stary Testament, żeby mieć pewność, że cierpienie nie jest karą za grzech indywidualnego człowieka. Bardzo często cierpienie w świecie jest cierpieniem ludzi kompletnie niewinnych i wtedy jest ono zgorszeniem. Byłoby stosunkowo łatwe do przyjęcia, że zgrzeszyłem i otrzymałem karę – „i wszystko w porządku”. Natomiast tak nie jest. Bardzo często cierpią ci, którzy nie zrobili nic złego albo stosunkowo niewiele w porównaniu z wieloma innymi ludźmi, którzy czują się świetnie, a mają na sumieniu winy niebywałe. znajdziemy to w Księdze Hioba. Na tym etapie objawienia starotestamentalnego jest wielki Boży protest przeciwko mechanicznemu myśleniu, że cierpienie jest karą za indywidualne grzechy. Bywa, że człowiek zdrowy z powodu swojej nieśmiałości nie wie, jak ma postępować z człowiekiem chorym. Blokuje go pewna niewiedza. chciałby pomóc, ale nie potrafi. Widzi przed sobą kogoś na wózku i nie wie, co z tym wózkiem się robi. Nie ma odwagi zapytać, jak mógłby pomóc. Próbuje, ale często się okazuje, że jak spróbuje to temu choremu zaszkodzi jeszcze bardziej. Wszystko wynika stąd, że my, zdrowi, nie potrafimy podchodzić do ludzi niepełnosprawnych tak po prostu, zwyczajnie.

Bóg opisany w Starym Testamencie, wierny Bóg, który niesie Miłosierdzie i Bóg, który objawia się w swojej wierności w Nowym Testamencie. Mam przekonanie, że my zapominamy o tym, że to ciągle ten sam obraz wiernego Boga.

Kościół od wielu dziesięcioleci mówi o tym, jaką bzdurą jest przeciwstawianie obrazu Boga Starego i Nowego Testamentu. Takie przeciwstawianie jest czymś kompletnie niedopuszczalnym. Mówimy o tym przez ostatnie lata, ale w Kościele ta pokusa jest bardzo stara, sięgająca nawet II wieku, kiedy próbowano przeciwstawiać dwa okresy objawienia Bożego, czyli właśnie dwa Przymierza. Można zrozumieć, jak do tego dochodziło, ale to nie jest żadna poprawna teologia, żadna poprawna wiara. Pierwsze Przymierze jest czasem bardzo pięknego objawienia Boga Miłosiernego. Trzeba czytać zwłaszcza teksty proroków. Kto zmierzył się z Księgą Jonasza to wie, że jest wystawiony na wyzwanie zupełnie nowotestamentalne, Jezusowe. Jonasz jest człowiekiem wezwanym przez Boga do radykalnej miłości wobec nieprzyjaciół, którym ma ratować życie. Oczywiście wcale tego nie chce i nie zrobi tego, jeśli sam nie przejdzie przez swoją śmierć.

Robi bardzo wiele, żeby nie zrealizować planu Pana Boga.

To właśnie widać. Jonasz jest niesamowitym typem chrystusa. Nie tylko dlatego, że ma trzy dni i trzy noce spędzić wewnątrz wielkiej ryby, ale właśnie dlatego, że ma misję wybaczenia nieprzyjacielowi i zaniesienia śmiertelnemu wrogowi dobrej nowiny, wezwania do nawrócenia. Można też wziąć wszystkie inne księgi prorockie, na przykład Księgę Ozeasza czy Izajasza, całą tę część pociechy Izraela. Jeremiasz ma śliczne teksty o Bogu, który wybacza wybranemu narodowi ukazanemu jako nierządnica. To samo jest u Ezechiela. Można mnożyć w nieskończoność podobne teksty Starego Testamentu.

W Nowym Testamencie Pan Bóg wybacza nam wszystko, poświęcił życie swojego syna Jezusa na krzyżu, a jednak nam chyba trudno jest uwierzyć w to do końca. Pomimo tego, że otrzymaliśmy wszystko, wątpimy, mamy lęki, boimy się.

Po pierwsze te lęki nikną wtedy, kiedy wiara jest tym, czym ma być. To znaczy, kiedy wiara jest spotkaniem z Jezusem chrystusem, a nie intelektualnym sporem o spójność w obrazie Boga. Nie chcę przy tym powiedzieć, że wiara jest aintelektualna albo że jest zamknięta na spekulację nawet wysoką, teologiczną. Tylko stawiam pytanie, co czemu służy. Wiara potrzebuje zrozumienia, ale jej istotą jest spotkanie z Jezusem chrystusem. Wiara w swej istocie jest odpowiedzią na objawienie Boga w Jezusie chrystusie. Tu się otwiera cały długi temat postaw naturalnych i tego, co się nieraz nazywa naturalną religijnością. z jednej strony jest dobrym punktem wyjścia, ale z drugiej strony czasami generuje w człowieku postawy, które nie są postawami ewangelicznymi. Najważniejszym tematem między nami a Bogiem jest to, jak rozmawiamy z Bogiem objawionym w Jezusie chrystusie i to, jak z Nim rozmawiamy na temat własnego grzechu. To nie jest temat teoretyczny, ale bardzo praktyczny. Każdy z nas przeżywa go inaczej, możliwe są różne podejścia. albo otwieram się na dar usprawiedliwienia, który przychodzi w Jezusie chrystusie – wtedy właściwie wszystko się układa i wszystko staje się jasne – albo udaję, że nie mam grzechu. dosyć częstą postawą jest dzisiaj uznanie, że nie mam grzechu i że Pan Bóg wcale nie jest potrzebny, żeby mnie rozgrzeszać. To jest pokusa, żeby usprawiedliwić się samemu – wiem, że nie jestem w porządku, ale zrobiłem to czy tamto i w ten sposób próbuję wyrównać rachunki z Panem Bogiem, aby mieć poczucie, że nie jestem Mu czegokolwiek dłużny.

Copyright © by Słowa z Mocą 2016

ciąg dalszy w książce: Projekt miłosierdzie autorstwa Sławka Komudy

zobacz stronę projektu: http://www.projektmilosierdzie.pl/