Bardzo mnie to zabolało. Nie spodziewałem się, że do tego kiedykolwiek dojdzie. Wydawało mi się, że wzrastałem w wyjątkowej grupie przygotowującej się do kapłaństwa. Dałbym sobie odciąć wszystkie kończyny, że nikt z mojego rocznika święceń nie zrezygnuje z kapłaństwa. Gdybym to sobie przyrzekł, to nie miałbym od dzisiaj rąk i nóg. Doszło do tego, co spowodowało wewnętrzne rozdarcie. Nie byłem w stanie go zatrzymać. Każdy ma swój rozum, wolną wolę, a ja jestem tylko uzbrojony w słowa, które są często nie słyszane, pomijane, uważane za puste moralizatorstwo zamiast za oznakę troski i pękniętego serca.

Na dzisiaj niewiele mogę zrobić. Modlę się. O to, by spojrzał na to wszystko inaczej. O to, by zobaczył w kapłaństwie wartość. Jak i o pokorę, by umiał powrócić, kiedy zobaczy, że popełnił błąd. Muszę się modlić także za grono kapłańskie mojej archidiecezji, by zamiast niekonstruktywnie „mielić jęzorem” potrafili być przy kapłanach przeżywających kryzysy i nie palili dla nich mostów i potrafili ich przyjąć wtedy, kiedy będą chcieli powrócić. A nie jest to proste emocjonalnie. Trzeba całą dumę schować w kieszeń i zrozumieć, że można się nawrócić. A ci, którzy twierdzą, że nie ma powrotu są głupcami, którzy nie potrafią mądrze czytać Słowa Bożego i nie rozumieją miłosiernego przesłania chrześcijaństwa.

Zakończmy to biadolenie. Nie zatrzymujmy się tylko na smutkach i bólach kapłańskiego życia, tylko przemyślmy czym jest kapłaństwo. Rzecz jasna nie chodzi tutaj o wytworzenie abstrakcyjnej wizji kapłaństwa na poziomie pobożnej pieśni „wystarczyła ci sutanna uboga”, tylko o uczciwe udzielenie odpowiedzi na pytanie: czym jest dla mnie kapłaństwo?. Nie wyczerpię tutaj tematu, bo do tego potrzeba by było opracować ankietę rozesłaną do wszystkich księży świata. Mogę jednak napisać, co gra w mojej kapłańskiej duszy i co staje mi przed oczyma, kiedy słyszę, że ktoś zszedł z pola duchowej walki o dusze odwieszając na wieszak sutannę i deklarując, że nie będzie sprawował posługi kapłańskiej. Dlatego koniec wstępów, przejdźmy do konkretów…

Gdybym nie był księdzem, nie mógłbym stać tak blisko ołtarza i nie mógłbym wypowiadać słów, które mają takie konsekwencje. Czytam z mszału (nie z pamięci, by nikt nie pomyślał, że to moje słowa, a nie Jezusa):  „BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY: TO JEST BOWIEM CIAŁO MOJE, KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE” a potem: „BIERZCIE I PIJCIE Z NIEGO WSZYSCY: TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WAS I ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW. TO CZYŃCIE NA MOJĄ PAMIĄTKĘ”. Każdy kto ma wiarę wie, że nie ma mocniejszych słów na tej Ziemi. Nawet jakbym znał wszystkie piny i hasła do kont z największymi oszczędnościami świata, to i tak będzie to pryszcz w porównaniu z możliwością odprawienia Eucharystii podczas której, na moje słowa (!) przychodzi osobiście Bóg!

Gdybym nie był księdzem nie mógłbym powiedzieć: „I JA ODPUSZCZAM TOBIE GRZECHY W IMIĘ OJCA I SYNA, + I DUCHA ŚWIĘTEGO”. Konsekwencje są równie zaskakujące. Mogę namacalnie, bo poprzez moje usta, uczestniczyć w obietnicy Jezusa zapisanej w Ewangelii: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” ( J 20,23). Wiecie co to za uczucie, gdy ktoś przychodzi przygnieciony swoimi grzechami, a ja mogę udzielić mu rozgrzeszenia i sprawić, że na nowo ma czystą kartę?

Mógłbym tak rozpisać każdy z siedmiu sakramentów, w które mniej lub więcej kapłan jest zaangażowany. Już po trzech latach kapłaństwa które mam w tej chwili, nie jestem w stanie przypomnieć sobie wszystkich uśmiechniętych twarzy  małżeństw, którym pobłogosławiłem jak wypowiedzieli sobie miłość na całe życie. Nie zliczę dzieci, które płakały lub ze zdziwieniem patrzyły na mnie jak polewałem je wodą święconą podczas Chrztu świętego. Dzięki sakramentom poznałem wielu ludzi i to w wyjątkowy sposób. Świętość Boga była przestrzenią naszych spotkań. Bez niej wyglądałyby one inaczej. Nie miałyby takiej głębi. Nawet jakbym umówił się z tymi ludźmi na kawę, poopowiadał wszystkie najzabawniejsze żarty i pokazał jaka jest ze mnie „dusza towarzystwa”, nie poruszyłbym ich duszy. Może jakbym miał wiedzę teologiczną, to bym im wyjaśnił zawiłości tekstu oryginalnego Biblii, ale nie miałbym tej pewności, że moje pouczenia są Słowem Boga. A mówiąc homilię taką pewność mam, bo jest ona częścią Liturgii Słowa. Poprzez mnie przemawia we Mszy świętej sam Bóg (!). Czasami dziwię się, że nigdy wtedy nie błyska na niebie, ale fakt jest faktem. Kościół posługuje się moją mową, by dopuścić Boga do głosu.

Św. Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice Redemptor hominis napisał, że „człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła”. Zgadzam się z tym całym sercem i widzę, że gdybym nie był księdzem, nie miałbym tylu okazji do takich spotkań z ludźmi, jakie miałem wraz z nałożeniem sutanny, a potem w jeszcze większej ilości, jak otrzymałem święcenia kapłańskie. Wiemy o czym się na co dzień rozmawia. Stan pogody, omawianie wszystkich zjedzonych posiłków, przeprowadzone remonty w domu i chwile spędzone u mechanika, okraszone dodatkiem pasji z hobby i domniemaną wszechwiedzą na tematy polityczne. Osobiście te tematy w większości mnie nie interesują. Chociaż to niepopularne i nie jedna osoba może się zdenerwować (bo pokazuję w złym świetle tematy jej codziennych rozmów), uważam je za banał. Wszystkie wymienione tematy są potrzebne, bo dotykają życia, ale tak naprawdę życie nie jest tylko przeżuwaniem i tym co mieści się w powiedzeniach w stylu: „jakoś tam leci” i ”dzień mija za dniem”. Życie to coś zdecydowanie większego. Niestety ludzie nie lubią o tym rozmawiać. Wolą banały. Rzeczy niezobowiązujące, ponieważ one tak naprawdę nic o nas nie mówią. Są powierzchowne, więc można o nich opowiedzieć każdemu. Sekrety wypowiada się z drżeniem i tylko wybranym osobom. Najbliższym i tym, których darzy się zaufaniem (daj Boże, by chociaż komuś zostały powiedziane). Wiele osób darzy kapłanów wspomnianym zaufaniem i przez to dopuszcza ich do wnętrza. To właśnie uwielbiam w kapłaństwie. Pozwala mi to prawdziwie spotkać się z człowiekiem. Dzięki takim tematom, kierownictwom duchowym czy konfesjonałowi, księża mogą mówić o życiu w pełnym tego słowa znaczeniu.

A skoro doszliśmy już do tego miejsca, to nie sposób podkreślić jedynej rzeczy, moim skromnym zdaniem, która przekonuje do obecności księży ( jak i katechezy) w szkole. To są właśnie wspomniane przed chwilą przestrzenie głębszej rozmowy. Gdy nie jest się katechetą, nie dotrze się do głębin serc młodzieży. Zaufanie to nie wszystko. Ksiądz ma dodatkowo atut – on wie, co to znaczy dochować tajemnicy „jak na spowiedzi”. Młodzi o tym wiedzą i z tego korzystają. Nie tłumnie, ale w każdej szkole pojawia się grupka, która robi z tego wielki pożytek duchowy.

Gdybym miał streścić w jednym stwierdzeniu co mnie przekonuje do kapłaństwa, to powiedziałbym, że jest ono powołaniem, które odnosi się do tego, co wieczne. Tak jak wszystkie inne męskie powołania, działania i przedsięwzięcia dotyczą tego, co widzialne i skończone, tak moje kapłaństwo sięga poza kurtynę śmierci. Z tego powodu jestem w stanie dla niego umrzeć. Bo jeśli nawet umrę to i tak będę żył.

Ks. Piotr Śliżewski

redaktor portalów: DOBRAspowiedz.pl , ewangelizuj.pl , znajdzrekolekcje.pl

założyciel gregorianka.pl – witryny umożliwiającej złożenie intencji mszalnej

Kanał YouTube ks. Piotra

Jeśli czujesz, że któryś z Twoich znajomych kapłanów ma kryzys lub ten, który zrezygnował waha się czy nie powrócić, to wyślij mu ten tekst. A nóż pomoże?