Mt 6,1-6.16-18

Każdy czyn potrzebuje dobrej motywacji. Nic w swoim życiu nie robimy „ot tak, dla kaprysu”. Jedne rzeczy zachęcają nas swoją prostotą, inne przyjemnymi odczuciami, zaś kolejne korzyściami materialnymi. Wszystko jest więc „po coś” i zrobione z jakiegoś powodu.

A jak jest z kwestią modlitwy? Dlaczego składamy ręce do modlitwy i przyjmujemy niewygodną pozycję na klęczniku? Czy fakt, że Bóg słucha naszych modlitw wystarczająco przekonuje nas do tego, by z Nim rozmawiać?

Jezus zadaje nam uczciwie pytania na temat naszego życia duchowego. Zbawiciel pragnie zbadać, czy nasza pobożność i czyny miłosierdzia nie są tylko zewnętrzną pozą. Nie robi tego dla własnej przyjemności, ale po to, by nas ustrzec przed dwulicowością.

Może się bowiem zdarzyć, że pobożność wykorzystujemy do tego, by poprawić swój status w społeczeństwie. Spotkałem w swoim życiu już kilka takich osób. Wbrew pozorom, ich identyfikacja jako „pobożnie sztucznych” wcale nie była taka trudna.

 

Wiecie czym charakteryzują się tacy ludzie? Przede wszystkim stawiają „pobożność” ponad swoje obowiązki. Są to na przykład żony, które biegają od jednego do drugiego duszpasterstwa, a przy tym zapominają o posprzątaniu domu i ugotowaniu obiadu dla swojej rodziny. Coś jest w takiej postawie nie tak. Bogu nie podoba się, gdy w nieuporządkowany sposób „zalepiamy każdą lukę” jakąś grupą modlitewną. Czym innym jest hojność w rozmowie z Panem Bogiem, a czymś zupełnie odmiennym próba odurzenia się mnóstwem „pobożnych kontaktów”.

Ludzie, którzy przekraczają tę granicę „dobrego smaku”, nie do końca zrozumieli mądre ludowe powiedzenie, że „najpierw posłuszeństwo, a potem nabożeństwo”.

Na początku, powinniśmy być posłuszni naszej codzienności w postaci odpowiedzialności za założoną rodzinę i podjęte zobowiązania wobec społeczeństwa w którym żyjemy.

Pan Jezus bardzo precyzyjnie opisał na czym polega autentyczny „duch modlitwy”.

Po pierwsze, trzeba to robić w ukryciu. Oczywiście, nie oznacza to, że możemy się modlić wyłącznie w piwnicy. Chodzi raczej o „nastawienie serca”, że moja modlitwa nie musi być jak czapka na głowie, którą muszą zobaczyć wszyscy, którzy mnie mijają.

 

Modlitwa jest czymś intymnym, ponieważ stanowi relację między mną a Bogiem. Takich spraw nie pokazuje się wszystkim. To prawda, że modlitwy wspólnotowe mają wielką wartość, ale bez modlitwy osobistej nie będziemy w stanie prowadzić głębokiego życia duchowego. Trzeba więc starać się o chociaż kilka chwil na modlitwę, która jest „między mną a Bogiem”.

Chrystus omawiając temat modlitwy, poruszył także wątek postu. On z modlitwy wynika i do modlitwy powinien prowadzić. Można powiedzieć, że dzięki niemu nasza modlitwa staje się o wiele bardziej autentyczna. W wypadku postu także istnieje zagrożenie, że potraktujemy go jako swoją kolejną, „duchową odznakę”. Będzie on tak postrzegany i przeżywany, jeśli będziemy go odbierać jako coś zupełnie negatywnego. Jest jednak zupełnie na odwrót. Post jest momentem specyficznej radości. Polega ona na tym, że przewartościowujemy swoje życie i na pierwszym miejscu stawiamy Boga. Rezygnujemy z czegoś nie po to, by się dołować, lecz w celu przypomnienia, że Bóg jest najlepszym spełnieniem każdego naszego pragnienia. Kiedy to zrozumiemy, nie będziemy się dziwić zaleceniu Jezusa, by podczas postu namaścić głowę olejkiem i umyć twarz. Nie będziemy chcieli przy nim robić „kwaśnej miny” i szukać docenienia podjętego trudu, gdy zrozumiemy, że nagrodą za post jest świadomość, że Bóg jest prawdziwym szczęściem człowieka.

Jak widać, motywacje do modlitwy i czynów pobożnych mogą być różne. Jeśli nie skorzystamy z tego, co Bóg chce nam dać w modlitwie, to będziemy szukać „nagrody za pobożność” w postaci zastępników, które uczynią nasze życie sztucznym, żeby nie powiedzieć, że nawet trochę śmiesznym…

 

Ks. Piotr Śliżewski