Mt 6,24-34

 

Nie da rady dać Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. W naszym życiu musimy się określić: albo ufamy Bogu, albo pokładamy nadzieję w pieniądzu. W którąś z tych opcji musimy „zainwestować”. Ta wskazówka jest wypowiedziana dla naszego dobra. Ciężko bowiem być otwartym na 100% dla dwóch rzeczy. Co najwyżej, możemy podzielić całość między dwa obozy. Gorzej, gdy Bóg dowie się, że część z tego, co Mu się należy jest rozdawane hojną ręką w innym miejscu.

Bóg nie lubi być ograbiany z miłości człowieka. Nie chce więc tylko „części naszego serca”. Takie rozwiązanie kończy się przeważnie „wewnętrznym rozdarciem” człowieka i popadaniem w grzech. Z powodu braku jednoznaczności powszechnym staje się „balansowanie na granicy ryzyka”.

Jezus podaje na to „lekarstwo”. Aby „duchowe zakażenie” nie rozeszło się po całym ciele, proponuje postawę „bezkompromisowego zawierzenia”. Choćby się waliło i paliło, mamy trwać w złożonym kredycie zaufania. Kiedy o tym myślę, przypominam sobie nazwę Zakonu kaznodziejskiego, czyli Dominikanów. Ich łacińską nazwę „domini canes” tłumaczy się jako „psy pańskie”. Jest w tym zapisana wielka mądrość. Nie tylko Dominikanie, ale każdy chrześcijanin powinien „uczepić się Boga jak rzep psiego ogona” i iść z Nim w każdą sytuację swojego życia.

 

Chrystus tę radę „ubiera” w bardzo radykalne słowa. Mówi: „nie martwcie się o swoje życie” (zob. Mt 6,25). Po czym dodaje, abyśmy nie bali się o to, co będziemy mieli w lodówce, czy psuje się nam cera oraz jakie ubrania mamy w szafie. To wszystko, chociaż jest pozornie ważne, patrząc z perspektywy wiary, jest „mistrzem drugiego planu”.

Jezus bardzo jasno stwierdza, że życie, to coś więcej niż to, co widzimy, jemy i czujemy. Pięć podstawowych zmysłów człowieka, czyli: smak, węch, słuch, wzrok i dotyk są co prawda, naszym sposobem odbierania świata, ale nie warto traktować ich jako „pięć obowiązków względem życia”. Nasze „funkcjonowanie” zdecydowanie przekracza świat stworzony. Zostaliśmy zaproszeni przez Boga do nietuzinkowej relacji. Właśnie ona zachęca nas do tego, by wyglądać Boga, który „przechadza się w naszej codzienności”.

Nie ma więc sensu tracić wszystkich sił na to, by „ustawić się” na tej ziemi. Jezus zauważył w tej kwestii bardzo ciekawą rzecz. Podzielił się swoją obserwacją przyrody. Skoro ptaki nie sieją, nie zbierają plonów, nie odkładają zapasów na później, a żyją, to znaczy, że Bóg troszczy się o ich życie.

 

Po tym, „biologicznym wywodzie”, Chrystus zapewnia, że ludzie są dla Boga o wiele bardziej ważni, niż jakiekolwiek zwierzę albo roślina. Zresztą, po chwili padają kolejne argumenty za tym, że Bóg czuwa nad „mechanizmem przyrody”.

Musimy wiedzieć, a co najważniejsze wierzyć, że to całe rozważanie nie jest tylko „czczą gadaniną”. Bóg nie ma zaników pamięci, więc nie zapomina o swoich wybranych. No właśnie, wybranych… Trzeba to mocno podkreślić.

Jezus powiedział, że tym, którzy szukają królestwa Bożego wszystko inne zostanie dodane. Jest w tych słowach ukazana ważna prawda. Nie każdemu Bóg tak samo błogosławi. Inaczej w końcu traktuje się czyjeś dziecko, a inaczej własne. Chrześcijanie, pięknie i słusznie nazywani „dziećmi Bożymi”, są pod wyjątkową opieką Boga. Gdy dojdzie do tego zaufanie Wszechmogącemu, to na pewno doświadczymy wiele Jego dobroci. Ciężko jest o tym pisać. To trzeba zobaczyć i „poczuć na własnej skórze”. Świadectw chrześcijan, którzy zaufali Bogu i nie zawiedli się na tym, jest „na pęczki”. Dostrzegajmy to i sami pobudzamy siebie do większej ufności. Nie wkładajmy mądrości tej Ewangelii miedzy zbiór „Baśni z tysiąca i jednej nocy”…

 

Ks. Piotr Śliżewski