Mk 9,30-37

„Ode mnie wszystko zależy”, „słuchaj jakie mam układy”, „ze mną wszystko załatwisz”… Nie raz można usłyszeć takie sformułowania. Wielu ludzi twierdzi, że ich znajomości i dobra ekonomiczne, wkładają w ich ręce ogromną władzę.

Często mają wrażenie, że są „ponad prawem”, ponieważ „papier wszystko przyjmie”, a oni przecież mają wszędzie swoich ludzi…

Czy boimy się takich osób? Naprawdę zastanówmy się nad tym, ponieważ jest to bardzo ważne pytanie. Gdy do naszych rozumów „zakrada się” lęk przed jakimiś ludźmi, to znaczy, że nasze zaufanie Bogu jeszcze kuleje…

Dla przykładu, „świeża sprawa” imigrantów. Czy zaleją Europę, czy nie? Będziemy mieli wszechobecny islam, czy raczej Państwa Europy się opamiętają?

Dobrze, że zadajemy sobie te pytania i chcemy jakoś temu przeciwdziałać. Gorzej, gdy zaczynamy projektować rychły upadek naszego kontynentu. Niestety już nie raz musiałem tego typu rozważania wysłuchiwać. Są one dowodem tego, że w pewnych ludziach nie ma wiary w Boga, który pilnuje, by pewne rzeczy nie doszły do skutku.

Dlatego z wielkim spokojem, tylko na tyle, na ile możemy, reagujmy na to, co wydarza się w naszej codzienności. Nie obserwujmy świata w negatywnych barwach, by przypadkiem nie przytłoczył nas ciężar nieustannego narzekania…

A teraz przejdźmy do Ewangelii, bo ona właśnie porusza te tematy. Słyszymy w Niej słowa Jezusa, które mogą powodować „mieszane uczucia”. Stwierdzenie: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”, nie jest przecież obwieszczeniem nieustannej radości i sielanki. Jednak, kiedy się w to bardziej zagłębimy, dostrzeżemy niesamowicie Dobrą Nowinę: „Bóg ma zawsze ostatnie słowo!”.

 

Chociaż człowiek czasami dokonuje nad nim sądów i próbuje funkcjonować jakby On nie żył, On i tak zmartwychwstaje. Ta „dynamika” jest przykładem typowo chrześcijańskiego myślenia. Pomimo tego, że w ziemskim życiu ciągle trzeba nam „ściągać różowe okulary z nosa”, gdyż przeżywamy wiele trudności, wiemy, że Bóg ma nad tym wszystkim kontrolę. Gdyby nawet zaczęto nas mordować i prześladować, Bóg potrafi wskrzesić do życia to, co wydawało się już nie do odratowania. Takie jest właśnie życie z Bogiem… Nic nie przychodzi z łatwością. Niemniej, mając chrześcijańską nadzieję, możemy iść z odwagą do przodu, ponieważ mamy „wtyki” u Tego, który stworzył niebo i ziemię!

Nie zawracajmy sobie głowy śmiesznymi uzurpatorami. Nawet, jeśli będą mówić, że mają cały świat „w garści”, nie będą w stanie wpłynąć na Wszechmogącego Stwórcę. Bóg nie raz pokazał w historii, że On nie dopuści, by stało się coś, co będzie dla nas nie do udźwignięcia…

Jezus rozumiał swoją Wszechmoc, dlatego mógł ze spokojem powiedzieć o cierpieniach, które zostaną Mu zadane.

A jak my mówimy o cierpieniach, które nas dotykają? Wiadomo, że nie jesteśmy bogami, więc nie mamy do tego tak wielkiego dystansu. Kiedy coś doskwiera i boli, to o wiele trudniej pozytywniej patrzeć na życie. Ale to jest właśnie „duchowa praca, która stoi przed nami”. Nie jest to proste, ale przynosi piękne owoce.

W odczytywanej dzisiaj Ewangelii słyszymy, że apostołom także przychodziło to z trudem. Gdy usłyszeli o tym, że Jezus ma cierpieć, „puścili ten temat mimo uszu”. Jednym uchem wleciało, drugim wyleciało. Zamiast się przy tym zatrzymać, woleli pokłócić się, który z nich jest największy.

 

Cierpienie jest częścią naszego życia. Każdy go doświadcza na swój sposób. Albo psychicznie, albo fizycznie. Obojętnie, z której strony nam ono dokucza, nie możemy go „zrzucać do lochów podświadomości”. Jeśli się tak stanie, to prawdopodobnie siły, które moglibyśmy wykorzystać na dobre rozważenie cierpienia wykorzystamy na inne, zbędne tematy. Tak jak uczniowie, którzy uciekając od tematów trudnych woleli się posprzeczać i wzajemnie na siebie poplotkować.

Wyciągnijmy z tej Ewangelii naukę. Jezus swoim zmartwychwstaniem pokazuje, że każde cierpienie, w którym uczestniczy, prowadzi do zmartwychwstania. Staje wiec przed nami decyzja: „czy wpuścimy Chrystusa do naszych spraw, czy raczej będziemy je pielęgnować w samotności?”. Obyśmy Mu je oddali. Gdy tak się stanie, On pomoże nam je dźwigać.

 

Ks. Piotr Śliżewski