Miłość niejedno ma imię

 

My, Polacy, mamy niemały problem z miłością. Obojętnie, czy jest to miłość rodzica do dziecka, chłopaka do dziewczyny, czy bogatego do biednego, zawsze mówimy, że „kochamy”. Wyrażanie tak wielu różnorodnych postaw poprzez jeden termin, powoduje uproszczenie rzeczywistości miłości. W końcu nie ważne, jakiej intensywności stany przeżywamy- i tak wszystko nazywamy tak samo : „miłość”. Jak w takiej sytuacji sprawić, by wypowiadane przez nas słowa oddawały to, co rzeczywiście czujemy? Jak pośród tego „słownikowego ubóstwa” nie wstydzić się powiedzieć do starszej babuni, że ją kochamy, by złośliwie nie pomyślano, że jesteśmy zainteresowani nią seksualnie? Wiadomo, że można sobie wyrobić dystans do opinii publicznej, lecz to nie rozwiązuje tego problemu. Wydaje się, że wyjście jest tylko jedno. Trzeba poznać słowa – synonimy, które pozwolą nam doprecyzować, co aktualnie czujemy. Dzięki temu, specyficzne „rodzaje” miłości będą mogły „ujrzeć światło dzienne” w naszej codziennej mowie. Jest to bardzo ważne, ponieważ bez komunikacji, nie ma możliwości podzielenia się tym, co „gra w naszym sercu”.

Pierwszym, najczęściej spotykanym typem miłości jest przywiązanie. To słowo określa sytuację w której kogoś bardzo dobrze znamy. Może to być osoba w różnym wieku, płci i o przeróżnych zainteresowaniach. Z nią po prostu dobrze jest być. Znamy ją w końcu „jak własną kieszeń”. Lubimy z nią przebywać, bo pasuje nam jej styl. Szczególne przywiązanie okazują osoby, które nie  lubią poznawać nowych ludzi. Nie kojarzmy tego negatywnie z takimi przezwiskami jak: „mami synek, córka tatusia, czy spódnica mamy”. Możemy być zdrowo przywiązani, tak do rodziców jak i do środowiska. Prześledźmy, czy jak  gdzieś wyjeżdżamy, to czy automatycznie nie rezerwujemy więcej miejsc, bo nie wyobrażamy sobie wyjazdu bez „grubego”, „rudego” i „łysego” albo „kaśki” i „aśki”? To jest właśnie przywiązanie- posiadanie „własnej paczki”.

 

Kolejną, bardziej zaawansowaną formą miłości jest przyjaźń. Chociaż nie jest niezbędna do życia, nie musi być dobrze reklamowana. Każdy docenia jej wartość. Cechuje się tym, że rozgrywa się miedzy dwoma osobami. Brakuje tutaj miejsca na „gratisy”. Nie można mieć przyjaciółki Eli, ale zawsze w pakiecie z Marcinem. Jeśli przyjaźnię się, to z samą Elą. Marcin, jeśli będzie chciał, to też stanie się moim przyjacielem, ale nie będzie to na doczepkę. Co robią przyjaciele? Ktoś mądry powiedział, że przyjaźń polega na tym, że potrafimy patrzeć w jednym kierunku. Oznacza to praktyce, że łączą nas zainteresowania lub podobna intuicja.  Razem chodzimy na taniec towarzyski lub sklejamy modele. Przybliżona intuicja to nic innego jak „przypadkowe” wpadanie na „takie same pomysły” . Powoduje to, że możemy podejmować z kimś decyzje, bez konieczności „forsowania Odry”.

 

Eros. Wcale nie chodzi tutaj o seks. Eros jest zachwytem drugą osobą. Zakładamy „klapki na oczy” i widzimy tylko ją. Dosłownie jak w jednej z piosenek „jedna na milion, na całe życie”. Kręcimy się wokół własnej osi, podskakujemy z radości, czujemy motylki i inne owady w brzuchu… Ciekawe uczucie. Gdybyśmy mieli szukać synonimów to na pewno złoty medal otrzymałoby „zakochanie”.  Eros jest właśnie typem miłości, w którym jest wiele emocji między dziewczyną i chłopakiem. Niestety, bo pewnie wszyscy chcieliby mieć ten „dopalacz” przez całe życie, jest on bardzo nietrwały. Chociaż doceniamy go za jego intensywność, to nie możemy uznawać go za „główną jednostkę decyzyjną”. Gdybyśmy tak zrobili, to na pewno skakalibyśmy z „kwiatka na kwiatek”. Emocje chociaż przyjemne są bardzo burzliwe i zmienne.

 

Po wymienieniu trzech typów ludzkiej miłości, czas na „ponad ludzką”. Chociaż opisana tak kosmicznie, nie jest tylko dla supermenów. Nie trzeba mieć powinowactwa z Marsjanami, by ją wprowadzić w życie. Wynika ona z wiary. Nosi nazwę caritas, lub jak kto woli, agape. Jest niczym innym jak spojrzeniem na człowieka oczami Boga. Dostrzegamy wtedy wartość człowieka, która jest ukryta pod brudnym ubraniem, niską klasą społeczną i nieprzyjemnym zapachem. Caritas jest kochaniem ze względu na obraz Boży, który jest w każdym człowieku. Nie jest to proste, bo świat uczy zupełnie innego podejścia. Naturalnie wolimy obdarzać miłością osoby, które dużo sobą reprezentują.

 

Nie wiem, czy zdołałem ciebie przekonać, do poszerzenia swojego słownika. Osobiście, bardzo mi to pomaga. Przynajmniej nie muszę obserwować głupich reakcji ludzi. No i co najważniejsze, moje słowa mają pokrycie. Już nie obiecuje innym tego, czego nie potrafię i nie chcę im dać…

 

Ks. Piotr Śliżewski