J 19,31-37

 

Serce Jezusa, nasz „Najświętszy Organie”, który bijesz dla zbawienia całego świata. Mając na ustach koronkę do Miłosierdzia Bożego powtarzamy: „Miej miłosierdzie dla nas i całego świata”.

To, że Serce Jezusa ukazało swoje „cudowne właściwości” stało się z pogardy. Gdyby bowiem nie oceniono, że ludzie przeżywający uroczysty dzień szabatu będą z obrzydzeniem patrzeć na ciała skazańców, nie doszłoby do przebicia włócznią boku Jezusa. Brak szacunku do umęczonych ludzkich ciał spowodował, że z boku chrystusowego wypłynęła Krew i woda. Jak widać, nawet bezczelność Bóg wykorzystuje do tego, by zrobić coś dobrego. Krew i woda wypływająca z boku Jezusa, którą widzimy w obrazie Jezusa Miłosiernego, który został namalowany na polecenie św. siostry Faustyny , byłby uboższy o dwa promienie, które symbolizują dwa ważne sakramenty: Chrzest święty i Eucharystię.

A o co uboższe byłoby nasze życie, gdyby nie było w nim trudnych sytuacji, szyderczego obśmiania przez ludzi, na których nam zależy? Czy nasze życie byłoby szczęśliwe, a co najważniejsze- głębokie, gdybyśmy nie musieli spotkać się z brakiem zrozumienia, cierpieniem i trudnościami od spotykanych ludzi?

Ktoś mądry kiedyś powiedział, że drzewo, które jest smagane silnymi wiatrami, zapuszcza najmocniejsze korzenie i jest najzdrowszym drzewem. Wydaje się, że ta ciekawostka z przyrody odnosi się także do naszej codzienności.

Przy braku przeciwności nie znalibyśmy siebie, ponieważ pokonywanie każdej zewnętrznej trudności pokazuje nam, co jest w naszym wnętrzu.

Rozważmy jednak sytuację Jezusa od innej strony. Może się bowiem zdarzyć, że zamiast być w naszym cierpieniu z Jezusem, wybierzemy obecność „po drugiej stronie barykady”. Zamiast naśladować Jezusa w Jego uniżeniu i gotowości na to, by Bóg „przeobraził” napotkane trudności w rzeczy piękne i wartościowe, zdecydujemy się na to, by traktować Jezusa i wszystkie sprawy Boże „po macoszemu”. Zobaczmy, że ludzie mieli wtedy do wyboru dwa miejsca do świętowania. Mogli stanąć pod krzyżem i wyznawać, że Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielem świata, albo „idąc za i z tłumem” pobiec, by przygotowywać obchody święta Paschy.

Każdego dnia, kiedy pierwszy raz kładziemy naszą stopę na podłodze, stoi przed nami dylemat w którą stronę pójść. Mamy prawo odwrócić się od krzyża Jezusa i Jego kochającego Serca i pójść udeptaną przez siebie drogą. Często będzie to ścieżka na skróty. No i prowadzi ona do jakiegoś celu, ale nikt nie gwarantuje nam na niej bezpieczeństwa.

Wygląda to trochę jak na górskich szlakach. Zbyt brawurowi wędrowcy wybierają „dzikie trasy”, ale nie zawsze kończy się to szczęśliwie. Po drodze mogą ich spotkać nieszczęścia, które „nie przyszły im do głowy” i na które się nie przygotowali.

W wybieraniu „życiowych dróżek” warto więc zachować więcej rozwagi. Kościół proponuje nam, byśmy zaufali Bogu, który wyznacza bardzo wartościowe szlaki. Nie są one najprzyjemniejsze emocjonalnie, ale na pewno pod względem profesjonalnego oznakowania nie mają sobie równych.

Na koniec chciałbym zwrócić Waszą uwagę na pewny bardzo ciekawy szczegół. Ewangelista Jan pisze, że Żydzi połamali nogi dwóm skazańcom, zaś gdy podeszli do Jezusa, nie połamali Mu goleni (zob. J 19,31-33). Jest w tym fragmencie zapisana ważna rzecz. Żołnierze widząc Jezusa, nie tylko, że zobaczyli, że On nie żyje, lecz miał On w swoim Obliczu coś takiego, co przekonywało, że nie chce on uciec z krzyża. Nawet gdyby dali Mu możliwość ucieczki, On by z niej nie skorzystał. Mamy przecież Boga-Człowieka, który z własnej, nieprzymuszonej woli zdecydował się umrzeć, by odkupić nasze grzechy.

To wszystko odnosi się także do naszego cierpienia. Wtedy, gdy przeżywamy je z Jezusem, to możemy być pewni, że On pozostanie z nami do końca. Nie zdezerteruje z powodu wielkiego bólu, lecz „ramię w ramię” będzie towarzyszył nam w doznawanych przez nas udrękach. Czy nie jest to piękne, mieć świadomość, że kiedy zdaje się, że ogarnia nas bezsens i niby wszyscy nas opuścili, nasz Bóg jest zawsze gotowy, by przy nas być i wspierać?

Przytulmy się do Jego Najświętszego Serca, które bije dla każdego z nas osobno.

 

Ks. Piotr Śliżewski