„Hit! Jezus zdradza sekret odnośnie modlitwy. Zobacz!” – tak prawdopodobnie brzmiałby tytuł artykułu, w którym opisywano by relacje kogoś, kto miał prywatne objawienie. Niestety, gdyby czytelnicy dowiedzieli się, że nie chodzi o coś „nadnaturalnego”, „tylko” o rozważanie fragmentu Pisma świętego, od razu odłożyliby gazetę. Dziwne? Powiedziałbym, że nawet bardzo. Faktem jest bowiem to, że mało kto chce sięgać do skarbca Biblii i traktować Ją jako wyjątkowe Słowo, które zawiera wiele „nowości” .

 

Warto tak na nie spojrzeć, ponieważ ta święta Księga zawiera wiele odpowiedzi na niebanalne pytania. Dla przykładu: Co to znaczy modlić się? Jak mamy się za to zabrać? Pytanie aktualne nawet dla tych, którzy codziennie klękają do pacierza. Chociaż znają najróżniejsze metody modlitwy i teksty rozważań, ciągle czegoś im jeszcze brakuje…

 

Św. Łukasz odnotowuje, że uczniowie Jezusa, chociaż mieli Boga na wyciągnięcie ręki, też to pytanie sobie zadawali. Jeden nie wytrzymał i zadał je nawet Jezusowi. Widząc, że Jezus ma „dobry kontakt” z Ojcem, chciał się dowiedzieć jak dojść do takiej relacji. Na szczęście, Chrystus nie potraktował sprawy „po macoszemu”. Nie ograniczył się do wypowiedzenia kilku złotych myśli. Pokazał, że modlitwa oprócz słów potrzebuje także specjalnego nastawienia. Tak samo jak samochód nie potrzebuje tylko prawa jazdy, ale ponadto: kierowcy, benzyny w baku i przeglądu technicznego.  Jezus poprzez wypowiedziane słowa uświadomił uczniom, że modlitwa polega na patrzeniu na świat oczami Boga. Chociaż brzmi to jak kolejna rada z ebook’a, zawiera naprawdę wielką głębie. Modlitwy nie można „zamknąć” w kilku minutach „pośpiesznego przewracania koralików”, czy „milcząco przestanej” niedzielnej Mszy św. Modlitwa jest sposobem patrzenia na świat, w którym ostatnie słowo ma zawsze Bóg.

 

Aby dobrze odpowiedzieć na pytanie uczniów, Jezus podyktował „Regułkę” Ojcze nasz. Trafił nią w sedno, ponieważ jej treść kapitalnie „nastraja serce człowieka” do miłości Boga. Dobrze, że Tradycja Kościoła wpisała ją zarówno w Liturgię Eucharystyczną jak i w Różaniec. Może być dzięki temu wiele razy powtarzana i przypominana.

Warto pochylić się nad tą Modlitwą i zapytać siebie, w czym się jeszcze z Nią nie zgadzam. Nie radzę bezrefleksyjnie kiwać główką, że wszystko jest w porządku.  Najgorszą rzeczą w duchowości jest odklepywanie modlitw których się nie rozumie, a co gorsza nie akceptuje. „Ojcze Nasz” zawiera w sobie ogromny potencjał wiary i wiedzy, jak tę wiarę przeżywać. Zobaczmy tę modlitwę w wersji św. Łukasza:

 

„Ojcze”… dopiero pierwsze słowo, a mówi już tak wiele. Nie można przejść obojętnie, gdy Ktoś zaleca nam nazywać Boga Ojcem. Może się wzbudzić bunt, że to słowo jest już zarezerwowane. Po co nazywać kolejną Osobę Ojcem? Ano po to, aby sobie uzmysłowić, że nie jesteśmy już „duchowymi sierotami”. Ktoś nas przygarnął i chce nam przepisać bardzo wartościowy spadek- życie wieczne. Polanie wodą podczas Chrztu św. można porównać z wizytą u notariusza. W jednej chwili zmieniamy swój status z „szarego przechodnia” na dobrze „ustawione” dziecko. Słowo Ojcze, które poleca nam odmawiać Jezus jest także dobrą wiadomością  dla jedynaków. W końcu wszyscy, którzy na poważnie traktują dziecięctwo Boże, uważają nas za brata/siostrę.

 

Kolejne słowa: „święć się imię Twoje” mówią o pragnieniu dziecka, by jego Ojca szanowano. Osobiście nigdy nie spotkałem dziecka, które by chciało, żeby źle mówiono o jego rodzicach. Czasami w emocjach potrafi tak pomyśleć, ale naprawdę tak nie uważa. Każdy chce, by jego rodzice mieli dobrą opinię. Szacunek do rodzica, a w tym wypadku do Boga, nie może ograniczyć się tylko do postanowienia, że „Go lubię”. Prawdziwa miłość objawia się na zewnątrz. Tak samo jak narzeczeni ogłaszają na wszelki możliwy sposób swój ślub, tak każdy człowiek autentycznie kochający Boga rozpowiada naokoło o swojej miłości do Stwórcy. Tym sposobem „święci się Imię Boga”. Gdyby się to nie dokonywało, wielu ludzi nie usłyszałoby o prawdziwym Chrystusie. Zostawaliby na poziomie „medialnej opinii o Bogu i Jego Kościele”. Więc? Do roboty!

 

Następne słowa tj. „przyjdź królestwo Twoje” są uważane za „hasło dla ryzykantów”. Większość mieszkańców globu wprowadziłoby korektę na „gdy pobawimy się w szarej rzeczywistości, wtedy zabierz nas do wieczności”. Kochamy Boga, ale dopiero tego w „dalekiej przyszłości”. Chociaż wierzymy w życie pozagrobowe, nie za bardzo chcemy się z nim „teraz” wiązać. „Przyjdź królestwo Twoje” jest tego przeciwieństwem. Jezus dyktując te słowa chce, byśmy podczas każdej modlitwy „zachęcali siebie do wieczności”. Powinniśmy stopniowo, po jednym guziku dziennie, „odpinać się” od ziemskiej rzeczywistości i doczesnego sposobu myślenia. Jest to na pewno zdrowe, bo szok termiczny może być bardzo bolesny. Od czego rozpocząć to „odwiązywanie się” od materii? Wydaje się, że warto zacząć od zmiany obrazu Boga.  Jeśli będziemy patrzeć na Trójcę Świętą jak na „idealne połączenie policjanta, znaku ograniczenia prędkości i radaru”, to na pewno nie pojawi się w nas pragnienie nieba. Trzeba zrozumieć, ze Bóg chce dla nas dobrze. Nie jest On „surowym kontrolerem jakości”. Czas na ziemi został nam dany m.in. po to, by uwierzyć w Jego słowo.

 

Kolejna prośba: „chleba powszedniego daj nam dzisiaj” na pierwszy rzut oka brzmi jak „zamówienie śniadania w stołówce szkolnej”. Nie można jej jednak mylić z rozkazem. Nie mówimy tu przecież: „Panie napełnij nam brzuchy”. Pobrzmiewa tutaj raczej pokorna prośba o to, by Bóg zatroszczył się o rzeczy najpotrzebniejsze. Warto zatrzymać się przy słowie „powszedniego”. Powszednim jest chleb, który otrzymujemy „rano, po wstaniu”. Gdy kładziemy się spać nie wiemy, czy jutro będziemy mieli coś do jedzenia. Chleb powszedni uczy zaufania Bożej Opatrzności. Zawołanie o nim w modlitwie jest wyrazem tego, że nasze życie ma być ukierunkowane na „sprawy Królestwa”, a w „gratisie” otrzymamy potrzebne do przeżycia rzeczy. Nie można oczywiście odczytywać tych słów komunistycznie: „obojętnie co będę robił, Bóg się o mnie zatroszczy”. Żebyśmy się boleśnie nie zdziwili. Bóg w tym zwrocie nie zniechęca do pracy, lecz obiecuje, że osoby, które poświęcą swoje życie dla „promowania” królestwa Bożego, „nie zostaną na lodzie”. Ci, co zaufają „na całego” otrzymają ochronę „premium”, ponieważ Bóg „o swoich nie zapomina”.

 

„Przebacz nam nasze grzechy”. Te słowa przypominają, że modlitwa ma być ukazaniem prawdy o naszej kondycji. Jezus nie chce byśmy okłamywali Boga, że jesteśmy „8 cudem świata”. Mamy przyznawać się do upadków, żałować i prosić, by On coś z tym zrobił. Świadomość naszej grzeszności skłania nas do szukania różnych sposobów „dobrego pokazania się” przed Bogiem. Warto przyjść z naszym przebaczeniem drugiemu człowiekowi, bo to, jak stwierdza Jezus, zdobywa serce Boga. Nie można jednak traktować naszych dobrych uczynków jak „łapówki”. Bóg nie jest mafiosom, którego można „przekupić” przebaczeniem drugiemu człowiekowi. Nasze liche przebaczenia nijak się mają do jego dzieła Odkupienia. Obojętnie jak gruba byłaby „koperta naszych dobrych działań” to i tak wybaczenie będzie łaską. Mimo tego warto współpracować z Bogiem. Trzeba jednak wyrobić w sobie dobre zdanie na ten temat i nie podchodzić do tego korupcyjnie. Wspomniana „gruba koperta” jest na pewno „cenna” z racji naszego trudu, więc wzbudzi „uśmiech Boga” i docenienie wysiłku. Przebaczenie Boga jest Jego inicjatywą, ale mimo to czeka na współpracę z człowiekiem w dziele swojego miłosierdzia.

 

„Nie dopuść, byśmy ulegli pokusie”. Prosta prośba o uzbrojenie. Prawdą jest, że w kontakcie ze Złym, sami mamy szanse podobne do chłopów biegnących z kijami na czołgi. Nasze ludzkie starania kończą się fiaskiem, kiedy zapominamy oddać ich Bogu. Oczywiście, należy pamiętać, że Modlitwa Ojcze Nasz nie rozpoczyna się, lecz kończy wspomnieniem o Złym. Powinniśmy wyciągnąć z tego ważny wniosek. Najistotniejszym celem modlitwy nie jest walka ze złem, ale chwalenie Boga. Jeśli ujdzie to naszej uwadze, to możemy doprowadzić się do samozagłady. Zamiast żyć na chwałę Bożą, będziemy obmyślać ciągle nowe taktyki walki z namiętnościami i pokusami. Nasze istnienie ma inny cel. Cytując za św. Ignacym Loyolą: „Ad majorem Dei gloriam” czyli „wszystko na większą chwałę Bożą”.

Podsumowując, modlitwa ma na celu wzbudzenie w nas przekonania, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jako, że dzieci powinny chwalić rodziców, jesteśmy też zachęcani do chwalenia Boga. Ponadto dobra modlitwa prowadzi do odkrycia pragnienia, by przyszło królestwo Boże.

Gdy to wszystko wiemy, należy się z uczciwością zapytać: Dlaczego tak mało się modlę?

Ks. Piotr Śliżewski